Kolejna ciekawa książka Grahama Hancocka. W sumie nic dziwnego, bo od dawna przyzwyczaił on nas, że pozycje jego autorstwa są interesujące i skłaniają do przemyśleń.
Głównie nad naszą historią, która niekoniecznie jest taka, jak się nam przedstawia od strony tzw. "oficjalnej" nauki.
Tym razem Hancock "wziął na warsztat" cywilizację przedpotopową.
W mitach i legendach z różnych stron świata przedstawia się ją jako dosyć zaawansowaną i sprawiającą, że żyjącym pod jej skrzydłami ludziom niczego (chyba) nie brakowało.
Jednak zła strona natury ludzkiej dała w końcu o sobie znać. Człowiek z biegiem czasu stał się butny i zarozumiały, chciał sobie podporządkować wszystko wokół. Zaś współpracę zastąpiła rywalizacja... "Niebiosa" postanowiły go więc ukarać. W późniejszych opowieściach było to przedstawiane jako "ognisty wąż", który zeskoczył z nieba na Ziemię, wbijając się w jej skorupę. Lub jako kometa z "płomiennym ogonem", niszcząca każdy skrawek materii, jaki napotkała na swej drodze...
Kataklizm całkowicie zmienił naszą planetę, pozostali przy życiu ludzie zaczynali praktycznie wszystko od nowa. Na szczęście kilku "co lepszych" z zaginionych cywilizacji również przeżyło, i podążyli w różne rejony "nowego świata", by wspomagać innych ocalałych...
Nauczali wszystkiego, co sami wynieśli ze "starych, dobrych czasów". Od uprawy ziemi począwszy, poprzez budownictwo, na powiedzmy, zasadach prawnych skończywszy. W różnych miejscach świata nosili różne imiona - wśród Indian był to Kukulcan, w Egipcie Ozyrys, jeszcze gdzie indziej Oannes...
Dzięki ich wiedzy, przekazywanej ocalałym, cywilizacja z czasem odrodziła się.
Ale "gniew niebios", według legend, jeszcze kiedyś powróci. Stąd liczne podziemne schrony (zwane War- ami) i tunele w wielu miejscach na Ziemi. By tam, kiedy nadejdzie "ten moment" - (niektórzy) ludzie mogli się ukryć...
Zaś budowle z "poprzedniej epoki" (piramidy, Sfinks, Stonehenge) i ich usytuowanie - wskazuje na najbardziej prawdopodobny okres kolejnych, kosmicznych zagrożeń. W książce pada data, że owo swoiste "okno czasowe" zakończy się dopiero w okolicach 2040 roku ...
Według niektórych ekpertów, zajmujących się uczciwie tematem, potencjalne zagrożenie ze "strony Kosmosu" jest niemałe. I wiedzą o tym elity rządzące...
Jednak niewiele można tak naprawdę zrobić, by uniknąć ewentualnej "kosmicznej kolizji", a "wszystkich" przecież i tak nie da się uratować. Więc oficjalnie jest ok, i nic złego, przynajmniej "z nieba", nam nie zagraża.
Możemy więc spać spokojnie...?