Love i Ryder poznali się w momencie, gdy mężczyzna wprowadził się do domu obok i postanowił zakłócić spokój młodziutkiej sąsiadki. Niemal piętnaście lat starszy psycholog od pierwszej chwili działał Love na nerwy, tak samo, jak i ona jemu. Jednak tych dwoje szybko odkryło, że są sobie bliżsi, a niż im się wydawało. Poharatana przez przeszłość i swoich bliskich kobieta, odnajduje spokój w ramionach Rydera. Mężczyzna jest oczarowany jej niewinnością. Jednak widzi, jak wiele wycierpiała i chce zrobić wszystko, co w jego mocy, aby Love stanęła na nogi i zaczęła czerpać z życia pełnymi garściami. Ich szczęście nie trwa jednak długo. Love zostaje uprowadzona przez swojego byłego, psychopatycznego chłopaka. Jej koszmar zaczyna się od nowa. Mężczyzna znęca się nad nią psychicznie, czerpiąc z tego ogromną satysfakcję. Ryder za wszelką cenę próbuje odnaleźć ukochaną i jak najszybciej sprowadzić ją do domu. Ich miłość pełna jest wzajemnych trosk, niepokoju, ale też oddania mogącego przenosić góry. Czy na Love i Rydera na końcu drogi czeka szczęśliwe zakończenie?
Love i Ryder to postacie wzajemnie się uzupełniające. Love jest wrażliwa i podziurawiona przez życie. Zmaga się z zaburzeniami odżywiania, ma bardzo niską samoocenę i nie wierzy, że jest w niej coś dobrego, co mogło zauroczyć Rydera. Natomiast Ryder to silna postać męska, twardo stąpająca po ziemi. Zrobi wszystko, aby pomóc swojej ukochanej, której oddał całe swoje serce. Jest czuły, troskliwy, ale gdy wymaga tego konieczność, pokazują swoją bardzo silną osobowość. Nie boi się też okazywać słabości, pokazując tym samym Love, jak ważne jest wyrzucanie z siebie wszystkich emocji. Ważną rolę w drugim tomie odgrywają również takie postacie drugoplanowe, jak Kayden i Chloe, których losy stanowią ciekawe uzupełnienie całości. Historię poznajemy z perspektywy Rydera i Love, co jest bardzo dobrym posunięciem, pozwalającym spojrzeć na całą historię z szerszej perspektywy i zrozumieć działanie poszczególnych bohaterów.
Autorka oczarowała mnie pierwszą częścią. Zakochałam się w klimacie śnieżnego Aspen, zakochałam się w bohaterach, ich przekomarzaniach i rodzącym się uczuciu. Love nie miała łatwego życia i gdy pierwszy tom zakończył się szokującym zwrotem akcji, niecierpliwie wyczekiwałam kontynuacji, która mogła złamać moje serce. Zachowanie Rydera, szukającego swojej ukochanej, walcząca z oprawcą Love, wzloty i upadki, okraszone były chwytającymi za serce emocjami. Autorka ma bardzo lekkie pióro, które sprawia, że przez całą historię dosłownie się płynie. W drugim tomie widać pewną zmianę. Bohaterowie są dojrzalsi, pewniejsi siebie i za wszelką cenę walczą o siebie i swoje największe marzenia. Martyna świetnie poprowadziła każdą z postaci, pozwalając wyraźnie opowiedzieć swoją historię. Cieszę się, że przy okazji drugiego tomu, czytelnik ma szansę dowiedzieć się więcej o Ryderze. Poznajemy jego przeszłość, jego lęki, a dzięki temu lepiej rozumiemy jego opiekuńczość wobec Love. Po raz kolejny czytelnik ma szansę się wzruszyć oraz roześmiać w głos. W tym tomie jest nieco mniej wzajemnego uprzykrzania sobie życia, co zostało zastąpione opisami pięknej miłości między ludźmi pochodzącymi z dwóch różnych światów, których dzieli nie tylko doświadczenie, ale również spora różnica wieku.
"Stay, my Love" to piękne i nieco nostalgiczne zamknięcie całej historii Love i Rydera. Darzę tych bohaterów ogromną miłością. Pierwszy tom całkowicie skradł moje serce. Nie mogłam się od niego oderwać. Przy drugim tomie również czytałam książkę z zaciekawieniem, wzruszałam się i śmiałam, ale momentami książka wydawała mi się zbyt mocno rozwleczona. Zdarzały się fragmenty męczące pod względem objętości i nic by się nie stało, gdyby całkowicie ich zabrakło. Jeszcze jedną małą uwagę miałam do Love. Zdarzyły się momenty, gdy nieco mnie irytowała. Nie podobało mi się jej zachowanie, sposób, w jaki odezwała się do Rydera, ale po chwili przypominałam sobie, jak bardzo jest poraniona, jak każdy dzień jest dla niej lekcją nowego i spokojniejszego życia. Pomimo tych małych minusików, cała historia chwyciła mnie za serce i w momencie, gdy przewracałam ostatnią stronę, czułam smutek, że nasza wspólna podróż, dobiegła końca.
Podsumowując, "Stay, my Love" to piękne i wzruszające zakończenie dylogii. Na kartach tej historii nie raz się roześmiejecie i wzruszycie. Przez całą lekturę będzie wam towarzyszył cały kalejdoskop emocji. Love i Ryder mają szczególne miejsce w moim sercu. Żałuję, że nasz wspólny czas dobiegł końca, ale ci bohaterowie zasłużyli na zakończenie, które na nich czekało.