Nie jest tajemnicą, że dla mnie pióro Melisy jest mistrzostwem. Romanse historyczne z dużą dawką humoru i genialnymi scenami erotycznymi to jej konik. Gdy każda kolejna książka jest coraz lepsza, w pewnym momencie ciężko podjąć decyzję, która z nich otrzyma miano ulubionej. W przypadku "Zaborczej Bestii" nawet przez chwilę nie zwątpiłam, że stanie ona na podium. Mam tylko jedną, dużą uwagę. Dlaczego tak krótko?
Annabel, całe życie była trzymana pod kloszem, a jej rygorystyczna matka nie dopuszczała ją do niczego co mogłoby sprowadzić dziewczynę na złą drogę. Pozbawiona wszelkiej radości z życia, grzecznie zgadzała się na wszystko co zgotował jej los. Czara goryczy przelała się w momencie, gdy lady Prudence zdecydowała o zamążpójściu córki, bez jej zgody. Od tego momentu Annabel zaczyna żyć pełnią życia, a w jej niecnym planie bierze udział mężczyzna zwany przez wszystkich Bestią. Porywczy, gwałtowny, postawny i zarazem budzący zachwyt wśród dam właściciel teatru. Młoda kobieta jest zdeterminowa, by przy pomocy Jonathan'a znaleźć męża, nie rozumie jednak swojego zachowania w jego obecności. Jej ciało dziwnie na niego reaguje, a ta, nie mając za grosz pojęcia o relacjach damsko męskich nie potrafi ich prawidłowo zinterpretować. Co się stanie, kiedy nadejdzie zrozumienie, a udawane narzeczeństwo przestanie być dla niej zabawne?
Nawet po odłożeniu książki nie byłam w stanie okiełznać swoich emocji. Było zabawnie, bardzo gorąco, wzruszająco. Wszystko to, czego potrzeba do szczęścia czytelnikowi takiemu jak ja. Kreacja bohaterów doskonała, pozwalała sądzić, że nie są to tylko postacie literackie, ale prawdziwe osoby! Tyle emocji! Nie zabraknie tu również postaci, które mieliśmy okazję poznać w "Kapitanie Rossie", kto stęsknił się za Helen i Mortimerem? Również tu odegrają swoją rolę.
"Zaborcza Bestia" nie bez powodu nosi właśnie taki tytuł. Cecha ta, doskonale pasuje do głównego bohatera. Okładka również nie jest przypadkowa. Melisa dba nawet o najdrobniejsze szczegóły, za co bardzo ją cenię. Jak już pewnie wiecie, jest to ostatnia część sławnego cyklu "Niepokorni", nie martwcie się jednak. Autorka nie zostawi nas z niczym. Wiem z wiarygodnych źródeł, że szykuje się coś nowego. Nie jest tajemnicą, że dla mnie pióro Melisy jest mistrzostwem. Romanse historyczne z dużą dawką humoru i genialnymi scenami erotycznymi to jej konik. Gdy każda kolejna książka jest coraz lepsza, w pewnym momencie ciężko podjąć decyzję, która z nich otrzyma miano ulubionej. W przypadku "Zaborczej Bestii" nawet przez chwilę nie zwątpiłam, że stanie ona na podium. Mam tylko jedną, dużą uwagę. Dlaczego tak krótko?
Annabel, całe życie była trzymana pod kloszem, a jej rygorystyczna matka nie dopuszczała ją do niczego co mogłoby sprowadzić dziewczynę na złą drogę. Pozbawiona wszelkiej radości z życia, grzecznie zgadzała się na wszystko co zgotował jej los. Czara goryczy przelała się w momencie, gdy lady Prudence zdecydowała o zamążpójściu córki, bez jej zgody. Od tego momentu Annabel zaczyna żyć pełnią życia, a w jej niecnym planie bierze udział mężczyzna zwany przez wszystkich Bestią. Porywczy, gwałtowny, postawny i zarazem budzący zachwyt wśród dam właściciel teatru. Młoda kobieta jest zdeterminowa, by przy pomocy Jonathan'a znaleźć męża, nie rozumie jednak swojego zachowania w jego obecności. Jej ciało dziwnie na niego reaguje, a ta, nie mając za grosz pojęcia o relacjach damsko męskich nie potrafi ich prawidłowo zinterpretować. Co się stanie, kiedy nadejdzie zrozumienie, a udawane narzeczeństwo przestanie być dla niej zabawne?
Nawet po odłożeniu książki nie byłam w stanie okiełznać swoich emocji. Było zabawnie, bardzo gorąco, wzruszająco. Wszystko to, czego potrzeba do szczęścia czytelnikowi takiemu jak ja. Kreacja bohaterów doskonała, pozwalała sądzić, że nie są to tylko postacie literackie, ale prawdziwe osoby! Tyle emocji! Nie zabraknie tu również postaci, które mieliśmy okazję poznać w "Kapitanie Rossie", kto stęsknił się za Helen i Mortimerem? Również tu odegrają swoją rolę.
"Zaborcza Bestia" nie bez powodu nosi właśnie taki tytuł. Cecha ta, doskonale pasuje do głównego bohatera. Okładka również nie jest przypadkowa. Melisa dba nawet o najdrobniejsze szczegóły, za co bardzo ją cenię. Jak już pewnie wiecie, jest to ostatnia część sławnego cyklu "Niepokorni", nie martwcie się jednak. Autorka nie zostawi nas z niczym. Wiem z wiarygodnych źródeł, że szykuje się coś nowego.