Od zawsze wiadomo, że anioły są symbolem dobra, a demony to zło w czystej postaci. Jesteśmy przekonywani o tym od dziecka i dla każdego jasne jest nazwanie niegrzecznego chłopca “diabełkiem”, a uczynnej dziewczynki “aniołkiem”. Z pewnością ciężko byłoby nam zrozumieć, że tak naprawdę sprawy mają się zupełnie inaczej, a nasze uosobienia dobra to tak naprawdę mordercy i niszczyciele, a diabły, które odeszły od Boga są “tymi dobrymi”. Bez sensu. Nie do pojęcia. Wyobraźcie sobie teraz reakcję mężczyzny, który spotyka na pustyni demony i dowiaduje się, że anioły chcą zniszczyć ziemię, a diabły ją uratować. Na dodatek zostaje poinformowany o tym, że Bóg tak naprawdę jest kobietą i ujawnia się pod postacią Zorzy Polarnej. Ah, zapomniałam dodać - mężczyzna (a na imię mu Roderic) żyje w epoce średniowiecza. W czasie, w którym ludzie oddawali swoje życie w imię wiary. O ile my jakoś moglibyśmy dopuścić do siebie tę “zamianę”, o tyle temu szlachetnemu rycerzowi, walczącemu z poganami w imię Boga, przychodzi to z wielką trudnością...
Przyznam, że interesuję się historią, lecz nie każda książka opowiadająca o ludziach żyjących w innych epokach mnie wciąga. W niektórych fakty są zbyt mocno nagięte, w innych zaś jest ich za dużo - daty, nazwiska, miejsca. Pod tym względem “Ostatni Nefilim” to świetna pozycja. Autor serwuje czytelnikowi jedynie fakty potrzebne do zrozumienia treści dzieła. Nie zaprząta nam głowy zbędnymi informacjami, których i tak pewnie nie zapamiętamy. Jednak mimo to, lepiej mieć jako takie pojęcie o XII-wiecznych krucjatach i mentalności ówczesnych ludzi. Wówczas o wiele łatwiej można się wczuć w bohaterów i spróbować zrozumieć ich reakcje na magię. Przecież w tamtych czasach każdego, kto uchodził za czarownika, palono na stosie lub uśmiercano w inny okrutny sposób. Wtedy nie było technologii, a książki przepisywano ręcznie, co oznacza, że magiczne stworzenia ludzie znali jedynie z opowieści (których, swoją drogą, bali się słuchać, nie chcąc ryzykować “opętania”).
Co się zaś tyczy bohaterów, muszę przyznać, że byli oni strasznie nie wyraźni, jakby wyprani z emocji. W wypadku “Ostatniego Nefilima” nie mogę nawet pisać o cechach charakteru, gdyż praktycznie każda postać była taka sama. Gdyby nie narrator informujący czytelnika o tym, kto jest z natury spokojny, a kto ma w sobie ducha walki, pewnie nigdy bym się tego nie domyśliła. Uważam, iż to jeden z największych minusów dzieła Solanina. Autor za bardzo skupił się na fabule, nie ożywiając swoich postaci.
“Ostatni Nefilim” to z jednej strony niezwykła książka, a z drugiej strasznie banalna opowiastka. Po przeczytaniu jej mam strasznie mieszane uczucia. Podchodziłam do niej dwa razy - po raz pierwszy odpuściłam po kilku stronach, gdyż rozmowa między pachołkami Roderica była dla mnie męką gorszą od opisów przyrody Sienkiewicza. Za drugim razem było znacznie lepiej, gdyż dostrzegłam elementy fantastyczne, a nużące fragmenty zniknęły. Później szło już z górki. Z każdą kolejną stroną chciałam więcej i więcej, aż w końcu dzieło się skończyło...
Akcja książki toczyła się szybko, więc nie mogę zarzucić autorowi stosowania niepotrzebnych i nużących czytelnika opisów. Jestem jednak trochę rozczarowana, gdyż nie spodziewałam się jednowątkowego dzieła. W utworze Solanina wszystko toczy się wokół walki aniołów z demonami, jednak autor rozpoczyna inne, poboczne wątki, których później nie kończy (więc w gruncie rzeczy cały czas mamy jeden wątek, a reszta to jakieś niezidentyfikowane opisy). A jeśli już mowa o zakończeniu - jeszcze nigdy nie byłam tak rozczarowana! Miałam wrażenie, że autor chce utrzymać moje napięcie do samego końca, jednak się myliłam. Czułam się, jakbym ujrzała jakiś banalny tekst w stylu “i żyli długo i szczęśliwie.” Po prostu, napisane “żeby tylko było”.
Podsumowując tę nieskładną recenzję, “Ostatni Nefilim” jest książką, po którą można sięgnąć, jednak świat się nie zawali, jeśli tego nie zrobicie. Jeżeli chodzi o mnie, to wątpię, że zapamiętam ją na długo, chociaż sam pomysł zamiany ról z pewnością mi nie umknie. Sama czytając to dzieło, miałam wrażenie, że autor wpadł na świetny pomysł, ale nie był do końca pewien, jak go zrealizować. A wyszło, jak wyszło... Ciężko mi polecić tę książkę. Możecie sięgnąć po nią z ciekawości albo zapomnieć, że taka istnieje. Wybór należy do Was.
Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości wydawnictwa Novae Res.