Autor 'Roku 1984' jawi się w tej książce jako reporter, jedzie oto w 1936 r. na północ Anglii do miast górniczych, żeby na miejscu poznać życie mieszkańców. Dostajemy przejmujący opis nędzy brytyjskiej klasy robotniczej, to ludzie udręczeni pracą, przedwcześnie postarzali, żyjący w okropnych warunkach, pełni złości i goryczy. Charakterystyczny jest tu opis zamieszkania Orwella w pensjonacie państwa Bookerów w górniczym miasteczku. Jest to nędzne miejsce, przytulisko dla biedaków i wyrzutków życiowych: „Dom państwa Brookerów zaczął wpędzać mnie w przygnębienie. I to nie tylko z powodu brudu, fetoru i ohydnego jedzenia: do tego wszystkiego dołączyło jeszcze poczucie jakiegoś nieokreślonego bezsensownego rozkładu; tego, że oto znalazłem się w jakiejś podziemnej norze, gdzie luzie nieustannie pełzają wokół niczym karaluchy, w plątaninie brudnych zajęć i małostkowych pretensji. Najgorszą cechą takich osób jak państwo Brooker jest to, że nieustannie powtarzają w kółko to samo. Ma się wtedy wrażenie, że nie są to ludzie, tylko jakieś upiory, recytujące nieprzerwanie jałowe i bezsensowne kwestie.” Ta część książki to znakomicie napisany, mało znany obraz przedwojennej Anglii, tak bardzo różny od serialu Downton Abbey.
A potem mamy świetny reportaż o superciężkiej pracy górników, którzy na dole idą na przodek kilometrami mocno pochyleni, bo chodnik jest niski, a potem harują w pyle i hałasie. To trudna i bardzo niebezpieczna praca. Po wizycie w kopalni i obserwacji pracy górników pisze Orwell „Praca górnika jest dla mnie tak samo niewyobrażalna, jak akrobacje na trapezie, czy też zwycięstwo w Grand National. Nie jestem pracownikiem fizycznym i proszę Boga, żebym nigdy nim nie został, są jednak pewne rodzaje pracy fizycznej, które w razie konieczności, mógłbym wykonywać. Mógłbym być zatem niezłym zamiataczem ulic, niezbyt sprawnym ogrodnikiem czy nawet arcymiernym robotnikiem rolnym. Jednak choćbym nie wiem jak się wysilał, żadną miarą nie mógłbym zostać górnikiem: praca ta zabiłaby mnie w ciągu kilku tygodni.” Mógłbym i ja się podpisać pod tymi słowami.
Te znakomite reportaże z życia angielskiej klasy robotniczej są największą wartością książki. Niestety w dalszej części jest dużo gorzej. Mamy najpierw pełne wyliczeń i suchych faktów sprawozdanie o warunkach mieszkaniowych, płacach, czynszach w osiedlach robotniczych; przypomina to suchy traktat socjologiczny.
Następna część książki ma zaś formę eseju, dostajemy najpierw dość ciekawe rozważania o angielskim systemie klasowym, notabene ma się on dobrze i do dzisiaj. Następnie pisze Orwell o swoim życiu. Jest on produktem angielskiej public school, czyli szkoły prywatnej, która nauczyła go przede wszystkim snobizmu i pogardy dla klas niższych, sporo wysiłku włożył w to, żeby się do owych klas zbliżyć i poznać ich życie, dowodem pierwsza część książki. Znajdziemy też wiele rozważań o angielskich socjalistach i komunistach wywodzących się z klasy średniej i zupełnie nieznających życia i pracy klasy robotniczej. Nudne to wszystko prawdę mówiąc, i mocno trącące myszką.
Zatem książka jest nierówna, pierwsza, reporterska cześć tchnie prawdą, zaś druga jest zmurszała mocno.
Zacząłem słuchać audiobooka w świetnej interpretacji Mariusza Bonaszewskiego, ale po rozpoczęciu części eseistycznej bardzo mnie on zaczął nudzić, dokończyłem więc lekturę, czytając książkę papierową wypożyczoną z biblioteki.