"Malice" to retelling Śpiącej Królewny z perspektywy Diaboliny - a ponieważ uwielbiam koncept historii opowiadanych przez antagonistów, ogromnie byłam ciekawa tej pozycji. I... w gruncie rzeczy jestem zadowolona, choć były momenty, które mnie zawiodły. Ale po kolei!
Pierwszą rzeczą, o której muszę wspomnieć, bo po prostu mnie zachwyciła, to świat przedstawiony. Autorka wymyśliła coś naprawdę ciekawego, a do tego skonstruowała to świetnie! Świat "Malice" nie tylko jest barwny i oryginalny, ale także ma sens! Wszystko w nim działa, jest ładnie ze sobą splecione, nie ma dziur logicznych, nawet w kwestiach bardzo skomplikowanych i trudnych. I pewnie, powinno być to standardem, niestety nie jest, dlatego "Malice" zdecydowanie zasługuje tutaj na pochwałę i wyróżnienie. Do tego nie odczuwałam nigdy przytłoczenia informacjami, nie było nadmiernej ekspozycji, wszystko zdawało się być podane adekwatnie do rozgrywającej się fabuły.
Kolejnym dużym plusem są jak dla mnie bohaterowie - również świetnie skonstruowani, ich motywacje i pragnienia wydawały mi się bardzo realne i zrozumiałe. Nie musiałam ich wszystkich polubić, w gruncie rzeczy mało kogo polubiłam, ale doceniam to jak zostali napisani. W większości. Bo właśnie tutaj zaczyna się jeden z moich małych problemów z tą książką...
Ciężko mi jednak opisać je bez spoilerów (chociaż czy możemy mówić o spoilerach w przypadku takiego retellingu?), spróbuję mówić oczywiście ogólnikami i mam nadzieję, że przekaz będzie zrozumiały. Mianowicie, Alyce - główna bohaterka - wydaje mi się... zbyt dobroduszną osobą. I tak jak rozumiem i podoba mi się to, żeby była taka na początku, tak na koniec brakowało mi by jej przemiana była bardziej widoczna i progresywna z rozdziału na rozdział. Dostajemy praktycznie jeden moment, gdzie zachodzi w niej zmiana o 180°, zamiast obserwacji jak powoli jej charakter się nagina, jak powoli pęka, aż w końcu całkiem się łamie. I tak jak ogólny motyw jaki w "Malice" mamy jest genialny, tak w wykonaniu troszkę zabrakło.
Byłabym jednak w stanie przymknąć na to oko, prawdopodobnie na wszystko przymknęłabym oko, gdyby nie jedna, jedyna scena. Nie chcąc spoilerować, ponieważ byłby to mocny spoiler, powiem tylko tyle: rozdział 35. Jest to jedna z tych sytuacji, gdy bohaterowie nie rozwiązują konfliktu jak za pstryknięciem palców, chociaż by mogli, ponieważ.... ponieważ. Dosłownie nie ma na to wyjaśnienia. Strasznie nie lubię czegoś takiego, uważam to za niedbałe i ogromną, ogromną dziurę w logice. Z bolącym sercem musiałam odjąć książce "całą gwiazdkę" (nie lubię punktowego oceniania, ale tak dla odniesienia) za to i nieco bardziej wtedy też zaczęły mi doskwierać inne małe mankamenty. Na szczęście w gruncie rzeczy z tych minusów to by było tylko to - jak dla mnie też nieco w środku powieści akcja się dłużyła, bo w kółko działo się to samo i nie popychało specjalnie fabuły do przodu, jednak mocny początek i bardzo mocny finał wynagrodziły mi to. I choć do pewnego elementu zakończenia mam mieszane uczucia, to wciąż był to naprawdę potężny finał i jedno z najlepszych "widowisk" jakie miałam przyjemność czytać!
Przez znaczną większość "Malice" bawiłam się po prostu świetnie, jest to uważam jeden z lepszych retellingów i szczerze mogę polecić. Tak jak mówię, nie jest to niestety książka idealna, choć było do pewnego momentu blisko, mimo to zachęcam by po nią sięgnąć, zwłaszcza gdy mamy ochotę na coś w takich klimatach!
Tymczasem czekam na drugi tom, choć trochę się go obawiam.
We współpracy z wydawnictwem You&YA.