Kultura Gniewu wie co wydawać. Okładka kusi nas pięknym obrazem - chłopiec trzyma na rękach wielką, migoczącą rybę, która zasłania mu twarz, a w dole światła miasta. Po otwarciu książki pojawia się intrygująca wyklejka, oraz obraz jeleni obserwujących miasto. Przez szybę wieżowca. Iluzja? Magia? Spis treści też nie jest nudną listą opowieści. O nie! Mamy czarne kształty, zarysy zwierząt, a na nich numer stron. Możemy czytać ich historię według własnego klucza zainteresowania lub szukać kolejnych rozdziałów.
A same opowieści... Jak zwykle niezwykłe. Oto kilka z nich:
- Krokodyle mieszkają na osiemdziesiątym siódmym piętrze. /str. 11/ A jakie mają udogodnienia! Filtrowana woda, rośliny, klimatyzacja, dostawy mięsa. Oraz panoramiczny widok na dzielnicę. Ludzie nie wiedzą, że tam są. Nawet gdyby im mówić, to któż uwierzyłby w takie rzeczy? Przecież te zwierzęta mieszkają na mokradłach. Ale kto jeszcze pamięta, że miasto powstało na bagnach? To my ludzie zabraliśmy krokodylom ich miejsce do życia. A one...? Cóż czekają, aż odejdziemy.
- Historię psa opowiada człowiek. Sięga do prapoczątków, kiedy oba gatunki były sobie obce. Jeden gest, a właściwie jeden patyk i stają się połączeni. Ruszyliśmy przed siebie, jedno obok drugiego, jakby tak było od zawsze. /str. 26/ Razem idą przez życie, aż do końca. A wtedy... Musicie przeczytać sami. Weźcie tylko chusteczki. Sporo chusteczek, bo przydadzą się też później. Ta Opowieść mnie rozczuliła. Pierwszą osobą, o której pomyślałam czytając ten fragment książki była Ela, moja przyjaciółka. Mama wszystkich zwierzaków, która chyba najbardziej ukochała sobie psy. A w szczególności tego jednego...
- Nieprzyzwoite. Bezbożne. Nienaturalne. Kochające się na ulicach. Pojawiły się by uczyć nas miłości. Ślimaki. Gigantyczne ślimaki.
- Świnia znika kawałek po kawałku, plasterek po plasterku. Myślicie, że to opowieść o mięsie? Macie rację. Ale o żywym mięsie. Świnka mieszka w pokoju na tyłach mieszkania. /str. 85/ Straszny jest moment, gdy uświadomimy sobie, że zjadamy innych. Nie polujemy. My hodujemy swoje jedzenie. Już na wstępie odbierając mu wolność i radość z życia.
- Weźcie pod uwagę, ze w naszym mieście nie ma oceanu. Ani jeziora, ani rzeki. No, prawdziwej rzeki - jest chemiczny ściek płynący wspak [...]. /str. 91/ Ryby i inne stworzenia wodne przeniosły się więc na niebo. Ludzie czasami wędkują, wchodzą na najwyższe budynki w mieście i zarzucają żyłkę. Każdy chciałby spotkać srebrzycę (zerknij na okładkę). Udaje się to nielicznym. A Pim ją złowił. Co my ludzie robimy z rzadkimi, egzotycznymi gatunkami? Dbamy o nie? Czy zjadamy, płacąc w restauracjach bajońskie sumy za potrawę przyrządzoną z ich wnętrza? Mocna opowieść. Ale z nutką nadziei, którą odkryjecie na końcu opowieści.
Cudowna książka. Chciałoby się ją oglądać i oglądać. Jest zachwycająca. Przepiękne ilustracje. A właściwie fotografie malarskich cudeniek wykonanych przez Autora. Graficznie publikacja dopracowana w każdym szczególe.
Opowieści, która pokazują nam jak traktujemy zwierzęta, naturę. Jak zawłaszczamy sobie wszystko myśląc, że jesteśmy panami tej ziemi. Ale one były tu przed nami i w końcu upomną się o swoje prawa. Jak niedźwiedzie...
Recenzja ukazała się na stronie
https://pani-z-biblio.blogspot.com/?m=0