Zapowiada się dosyć schematycznie. Przeciętna, do granic nudności normalna nastolatka, przeprowadzka do małego, wyludnionego miasteczka, rodzinna traedia, i on - klasyczny przykład złego chłopca, w którym każdy fragment jego ciała wysyła znaki ostrzegawcze, aby trzymać się z daleka. A że ze złymi chłopcami jest jak z ogniem, wiemy, że jest gorący i parzy, i tak zobaczymy jak blisko możemy do podejść. Najważniejsze pytanie brzmi, jak Jennifer L. Armentrout poradziła sobie ze schematami: czy pochłonęły ją całkowicie i stworzyła kolejny, niczym nie wyróżniający się paranormal romance; czy udało jej się wyciągnąć esencje z powielanych schematów i odtworzyć je w nowej, może nawet lepszej formie.
"Piękna twarz. Piękne ciało. Koszmarny charakter. Święta trójca przystojnych chłopaków.
Siedemnastoletnia Katy jest przykładem tego jak spokojne można wieść życie. Nie imprezuje, nie upija się, ba, nawet za bardzo nie lubi wychodzić z domu. Najlepiej czuje się w towarzystwie książek i swojego bloga, na którym publikuje recenzje (brzmi znajomo? Osobiście już ją lubię). Gdyby nie tajemniczy sąsiad mogłaby dalej wieść monotonny żywot, skończyć szkołę, wybrać prestiżowy collage i rozwijać swoje pasję. Sąsiadem okazuje przystojny do bólu Deamon, ociekający testosteronem i seksem, na punkcie którego Kat całkowicie traci głowę. I tutaj pojawia się problem: Deamon nie tylko jest przystojnym, ale jest przystojnym dupkiem. Arogancki, bezczelny, zadufany w sobie narcyz o braku poczucia szacunku dla innych. On ją odrzuca, a ona jak uparta dziewczynka w piaskownicy wraca i atakuje ze zdwojoną siłą. Od razu wiadomo, że to źle się skończy, ale na te kłopoty właśnie czekamy.
"- Jesteś dupkiem. Mówił... ci to ktoś wcześniej?
- Och, Kotek, każdego dnia mojego błogosławionego życia".
Pierwszym moim skojarzeniem czytając "Obsydian" był stary serial z dzieciństwa o kilku kosmitach, którzy przybyli na ziemie, i on, powalający obcy, który zakochuję się w człowieku. W związku z tym, że swojego czasu "Roswell" był moim ulubionym serialem, chętnie pokonywałam kolejne strony i rozdziały szukając podobieństw. Okazało się, że jest ich całkiem sporo. I chociaż bardzo się starałam, niektóre wydarzenia przypominały mi "Zmierzch". Próbowałam odrzucić te skojarzenia jak najbardziej, czasami jednak nie było to możliwe.
Skupisko bohaterów jest nie wielkie. W gruncie rzeczy dobrze poznajemy tylko trójkę z nich: Katy, Deamona i Dee, a główna akcja skupia się na pierwszej dwójce. Pozostali bohaterowie to tylko i wyłącznie szara masa na tle gorącego romansu nie z tego świata. Energia, a właściwie napięcie seksualne między nimi, jest wyczuwalna już od pierwszych stron, ale J. A. Armentrout cierpliwie buduje napięcie i nie prędko da nam to na co czekamy.
Pierwszoosobowa narracja świetnie ukazuje burzliwe emocje targane główną bohaterką. Styl jest lekki i przyjemny, a książkę czyta się błyskawicznie. Pomimo schematyczności jest wciągająca, porywająca i przede wszystkim obszerna. Wartka akcja nie pozwoli nam nawet na chwile oderwać się i zanim się obejrzymy, pochłaniamy ją całą.
Miłym zaskoczeniem na końcu powieści jest "dodatek", zawierający dwa rozdziały opisane z perspektywy Deamona. I jeśli jeszcze go nie pokochaliście to te rozdziały są specjalnie dla was. Zawalczy o wasze serce, jak lew. Na deser otrzymujemy również krótki fragment "Onyksu", czyli kolejnego tomu z cyklu Lux. Świetny pomysł, podsyca apetyt czytelnika i pozostawia nas z poczuciem, że chcemy więcej.
J. A. Armentrout wykorzystała schematy, aby stworzyć coś nowego i świeżego. "Obsydian" nie jest ambitną książką z górnej półki, ale ciekawą i wciągającą powieścią, przesączoną tajemnicą i namiętnością przy której miło spędziłam kilka wieczorów. Deamon jest tym typem bohatera, na którego punkcie trzeba zwariować, a urocza Katy... jest po prostu urocza i słodka, nie da się jej nie polubić. Nie pozwoli wejść sobie na głowę i zawalczy o swoje. "Obsydian" jest to początek świetnego cyklu i nie wyobrażam sobie nie sięgnąć po kolejną część.