Coś mnie w tej książce intrygowało odkąd tylko zobaczyłam ją w zapowiedziach. Po części pewnie opis z okładki, bo lubię takie tajemnicze i zawiłe historie, które gdzieś po drodze łączą się ze sobą. Po części pewnie też sama okładka, która zdecydowanie przyciąga wzrok (przynajmniej w moim przypadku). Ale to nie tylko to, to jedna z tych książek, do których przyciąga nas jakaś magiczna siła i po prostu wiemy, że przed nami wspaniała lektura. Myślę, że każdy książkoholik wie, co mam na myśli. I jak się okazało, moja intuicja mnie nie zawiodła.
W „Ona pierwsza” przeplatają się ze sobą dwie historie.
Pierwsza rozgrywa się w Londynie lat 50. Młodziutka Lexie ucieka z domu rodzinnego do wielkiego miasta, żeby dokonać wielkich rzeczy. Gnają ją tam zarówno ambicje, jak i porywy serca. Wydaje się, że życie okaże się bajką, dziewczyna jest szczęśliwa z ukochanym mężczyzną, oraz zaczyna odnosić pierwsze sukcesy zawodowe. Jednak los bywa okrutny, i w tej historii niestety nie będzie „żyli długo i szczęśliwie”.
Druga opowieść, to Londyn współcześnie. Elina po wyjątkowo ciężkim porodzie próbuje dojść do siebie. Nie jest to łatwe, ale stara się jak może. Wspiera ją w tym jej partner, który troszczy się o nią najlepiej jak potrafi. Wkrótce jednak okaże się, że to o niego powinniśmy się martwić, ponieważ zaczynają powracać do niego dziwne obrazy z dzieciństwa, które nijak mają się do tego, co o dzieciństwie mówili mu rodzice.
Od początku wiemy, że losy bohaterów obu tych opowieści są w jakiś przedziwny sposób splecione, a to tylko sprawia, że czytamy w jeszcze większym napięciu, bo chciałoby się wiedzieć już, teraz! Tymczasem na rozwiązanie tej zagadki przyjdzie nam trochę poczekać.
Muszę przyznać, że miałam co do tej książki spore oczekiwania, dlatego przed rozpoczęciem lektury trochę obawiałam się rozczarowania. Szybko okazało się, że niepotrzebnie. Już po kilku stronach wiedziałam, że jest to lektura, która na długo zostanie w mojej pamięci.
Sama nie wiem, który wątek podobał mi się bardziej, każdy z nich ma swój urok.
W historii Lexie intryguje sama jej postać, aura tajemniczości, która ją otacza. Bo od początku wiemy, ze stanie się coś złego, a oczekiwanie na to sprawia, że czytamy w nieustającym napięciu i z rosnącym zainteresowaniem.
Opowieść o Elinie i jej partnerze też niesamowicie wciąga. Na początku wydaje się, że trauma po porodzie będzie tutaj głównym wątkiem, tymczasem okazuje się, że narodziny dziecka są tylko bodźcem, do obudzenia upchniętych gdzieś w zakamarkach pamięci wspomnień.
Nieustannie też wyczekujemy tego momentu, w którym dowiemy się jaki jest ten wspólny mianownik, co łączy te dwie historie. I mimo, że odpowiedź poznajemy sporo przed zakończeniem książki, to wcale nie oznacza, że zainteresowanie słabnie. Wręcz przeciwnie, w momencie, w którym poznałam prawdę, nie mogłam się już oderwać od lektury dopóki nie dotarłam do ostatniej strony.
„Ona pierwsza” to naprawdę niesamowita historia, pewnie w dużej mierze dzięki językowi, jakim operuje autorka. Jej styl i wyjątkowo plastyczne opisy pobudzają wyobraźnię do tego stopnia, że wręcz przenosimy się do Londynu, zarówno współczesnego, jak i tego z lat 50. Więc, jak widzicie, poza wielkimi emocjami, pani O'Farrell funduje nam też podróż w czasie. A sposób, w jaki to robi jest tak sugestywny, że czytelnik może poczuć się jakby patrzył na świat oczami Lexie i Eliny na zmianę. Zadziwiające, że powieść, która toczy się dość leniwie, bez wielkich fajerwerków i zwrotów akcji, potrafiła mnie tak wciągnąć.
Powieść warta polecenia pod każdym względem, czy to fabuły czy wspaniałej narracji, z której strony by nie spojrzeć, to jest to po prostu świetna książka!
Zaczynam żałować, że dopiero teraz poznałam twórczość O'Farrell, jeśli inne jej książki są tak dobre jak ta, to koniecznie muszę się z nimi zapoznać.