Autorzy, zwłaszcza ci parający się grozą, często poruszają temat zagłady, apokalipsy. Czasem jest to śmiertelny wirus, innym razem plaga, wojna czy inwazja z kosmosu. Dean Koontz w swojej powieści "Odwieczny wróg" również zahacza o unicestwienie ludzkości, jednak tym razem przyczyna jest dużo bardziej mroczna, przerażająca i... odwieczna.
Jenny Paige wraz ze swoją młodszą siostrą przybywa do rodzinnego miasteczka. Po śmierci mamy na nią spadły obowiązki rodzicielki, czyli opieka nad jej drugą córką. Jazda samochodem upływa w przyjemnej atmosferze, dziewczyny rozmawiają i nawiązują coraz lepszy kontakt ze sobą. Sielanka nie trwa jednak długo, już po dotarciu na miejsce okazuje się, iż w miasteczku dzieje się coś złego. Panuje nienaturalna cisza, wszystko zdaje się być wymarłe. Jenny wchodzi do domu i odkrywa martwe ciało gospodyni. Kobieta nie jest jednak 'zwyczajnie' martwa, zwłoki są spuchnięte, sine i nie ulegają rozkładowi. Podobnie rzecz ma się z resztą mieszkańców wioski. Wezwane zostaje wojsko i policja. Jenny i jej siostra są jednak uwięzione na odgrodzonym terenie wioski z powodu kwarantanny. Tymczasem zaczynają się dziać rzeczy dziwne, przerażające, jeden po drugim giną ludzie. Zbudził się odwieczny wróg człowieka - niemal niezniszczalny, niebezpieczny i wciąż rosnący w siłę. Rozpoczyna się walka, w której nie ma miejsca na fair play, negocjacje i kompromisy, a wygrany może być tylko jeden.
Już od pierwszych stron wiemy, że książka będzie co najmniej dobra. Akcja osadzona jest w małej mieścinie otoczonej łańcuchami górskimi. Jest mrocznie, tajemniczo i strasznie. Od samego początku budowana jest niesamowita, ponura atmosfera, która później wydaje się wręcz gęsta i spowija bohaterów. Dobrze ukazana jest ich bezsilność i strach. Najpierw nieznane zło, którego pochodzenie jest niepewne: a jeśli to zakaźna choroba?, a jeśli się rozprzestrzeni?; następnie wojskowi, którzy nie chcą nic wyjaśnić i traktują ludzi bardzo przedmiotowo, co jeszcze pogłębia paranoiczny klimat i poczucie osaczenia. Spanikowani ludzie zwracają się przeciwko sobie i stają się zdolni do okrutnych zachowań (policjant chcący zgwałcić dziecko) oraz do bezwzględnej walki o własne życie. Nie brakuje jednak miejsca na pozytywne uczucia. Czytamy więc o opiekuńczości w stosunku do dwóch kobiet (lub tez raczej kobiety i dziewczynki), pojawia się nawet wątek miłosny, który jednak nie jest zbytnio eksponowany i nie przeszkadza.
Często czytając powieść grozy zauważam, że autor nadmiernie skupia się na przemocy i opisach porozrzucanych wszędzie wnętrzności lub też na utrzymaniu odpowiedniego nastroju. Tym razem udało się obydwa te aspekty połączyć w jedną, zharmonizowaną całość. Gore i klimat występują równolegle, jedno napędza drugie, bądź się nawzajem uzupełniają. To naprawdę rzadkość i duży plus powieści, który trzeba docenić. Scena, w której gigantyczny owad zjada człowiekowi twarz, nie obrzydza, a przejmuje dreszczem.
Dean Koontz popełnił niestety jeden grzech, jakże typowy dla twórców makabry, zarówno tej literackiej jak i filmowej. Pod koniec trochę przesadził, przez co ostatnie wydarzenia wydają się lekko wydumane i wyssane z palca. Na szczęście wszystko to nie jest na tyle poważne, by szczególne zaważyło na całej ocenie książki, bądź też psuło ogólne wrażenie.
"Odwieczny wróg" utwierdził mnie w przekonaniu, że Dean Koontz nie jest tylko zwykłym rzemieślnikiem, a dobrym pisarzem, znającym się na rzeczy.
Po powieść sięgnęli filmowcy i została ona zekranizowana, niestety filmowi daleko do książkowego pierwowzoru.