Krystian Kłomnicki "Odludzie".
Andrzej Winiewski, wcześnie emerytowany były policjant, dostaje w spadku po swoim dziadku dom w środku lasu. Dom w Zaciszu. Nie mogąc dłużej znieść mieszkania w Częstochowie, postanawia zacząć wszystko od nowa w zupełnie odludnym miejscu.
Jak się okazuje, Zacisze to wspaniałe miejsce. Fakt, iż znajduje się na kompletnym odludziu, gdzie nawet GPS potrafi namieszać. Las i okolica jednak wszystko rekompensuje. A sam dom... willa! Jest jednocześnie ucieleśnieniem marzeń, jak i posiada w sobie coś niepokojącego.
Andrzej nie ma problemów z zaklimatyzowaniem się. Wręcz przeciwnie. Dopiero teraz zaczyna doceniać, ile stracił mieszkając w mieście. Bowiem cisza i spokój, jakiego doświadcza na Zaciszu, to coś zupełnie idealnego.
Nie wszystko układa się tak jak powinno. Oczywiście. Znikają ludzie. Ekspedientka ze sklepu w Gościencinie, policjant, proboszcz i wielu innych. Według wiejskich legend, za zniknięciem ludzi stoi właśnie dom na Zaciszu. Nikt do końca nie wie, jaka jest jego historia. Za to każdy odczuwa, jakby sam dom miał swoją własną siłę. Jakby po prostu żył. Bądź coś żyło w nim.
Dom skrywa swoją tajemnicę. Gościenciniec swoją. Wszystko jednak jest ze sobą spokrewnione tak jakby. Zależne od siebie.
Dlaczego dom tak bardzo działa na Andrzeja? Bowiem ten ma problem z przypomnieniem sobie poprzedniego dnia, właściwie wieczora i nocy. Czym tak naprawdę jest?
Jaki związek ma z tym wszystkim Emilia? Gosposia proboszcza (który znika), a potem gosposia wikarego Bartka, który mniej więcej w tym samym czasie dostaje pracę na plebanii w Gościencinie, gdzie także zaprzyjaźnia się z samym Andrzejem.
I w końcu... Dlaczego po dwudziestu latach mieszkańców z okolic Zacisza zaczęło ciągnąć do tego domu? A przede wszystkim kobiety... piękne za dnia... lgnące tak samo do Andrzeja, jak i samej willi.
Dlaczego?
Książkę czyta się naprawdę szybko. Wciąga, pomimo kilku wad. Z początku miałam problem z przystosowaniem się do samej narracji. Bowiem teraźniejszość przeplata się ze snami. Niekiedy naprawdę ciężko odróżnić o czym właśnie czytamy.
Tajemniczość. To duży plus. I właściwie właśnie na tym opiera się cała historia. Bowiem dopiero na samym końcu dowiadujemy się, że mamy tu do czynienia i ze Strzygami i z prawdziwym złem. Osobiście historii ze Strzygami było dla mnie za mało. Dlatego też pod względem horroru, nie pląsuje się na wysokiej pozycji. Jeśli chodzi o zagadkę i tajemnicę, tu już wyżej.
Nie była to strata czasu. Co to, to na pewno nie. Nie wiem, może właśnie taka była koncepcja. Może autor chciał skupić się na samej tajemnicy. Chociaż nie powiem, po opisie oczekiwałam czegoś więcej. Jako, że lubię historię ze Strzygami w tle, ucieszyłam się, że będę mogła poznać kolejną książkę z ich tematem. Tu się jednak trochę zawiodłam.
Sama końcówka książki, także zostawia wiele do życzenia... właściwie to nie otwarte zakończenie. Te niekiedy lubię. W tym przypadku szybkie rozwiązanie sprawy jednak było trochę nie na korzyść całokształtu. Za mało, za szybko... Ale jak piszę, jest otwarte zakończenie. Więc kto wie... Może autor planuje kontynuację? Jeśli tak, to na pewno po nią sięgnę. Bowiem sama zagadka (pomimo, iż już rozwiazana) zaciekawiła mnie na tyle, że naprawdę. Zastanawiam się, co byłoby dalej...
Podsumowując. Nie ma efektu wow. Ale nie jest to też nudna, przeciętna książka. Był potencjał, nie do końca wykorzystany.