Znakomity debiut autorki Marioli Sternahl. Stonowana okładka przyciąga spojrzeniem wyrazistych oczu, w których można odczytać niepokój.
Czyje to oczy? Co widzą, gdzie patrzą i jakie wspomnienia odbijają? O czym będzie książka, której treść zamknięta jest w tak intrygującej okładce? Podpowiem, że bohaterką, tej debiutanckiej powieści, jest Anna, kobieta taka jak każda z nas, jak większość z nas- żona i matka. Podczas podróży z mężem zaczyna się źle czuć, dopada ją nieznana niemoc i choroba, której diagnozowanie zajmie Annie pewien czas, a my czytelnicy z niepokojem będziemy śledzić perypetie bohaterki dotyczące diagnozy niezidentyfikowanej choroby. Przysporzy nam to wielu wzruszeń, niepokoju i emocjonalnego napięcia, które wzrastać będzie z każdą przekręcaną kartką. Anna, bowiem, zaprosi nas do swojego życia i zabierze w podróż w przeszłość, znaną do tej pory tylko jej.
Tutaj emocje mogą sięgać zenitu. Ciekawość, wzburzenie, złość, a nawet strach- to tylko niektóre stany, które ja osobiście odczuwałam podążając krokiem Anny.
Jako mała dziewczynka została odrzucona przez matkę. Ta najważniejsza dla każdego człowieka istota, zostawiła małą Anię z dziadkami, a sama pognała za miłością swojego życia. Dziewczyna wychowywała się w domu, w którym oprócz surowej dyscypliny czuć było zapach alkoholu i słychać było niewyobrażalne krzyki i wyzwiska. Poniżana i traktowana przedmiotowo przez dziadka alkoholika i niestabilną emocjonalnie babkę, Ania dorastała w poczuciu poniżenia i niekochania. Najbardziej w życiu chciała aby ktoś ją kochał i akceptował. Kiedy umarła prababcia- jedyna przychylna jej osoba, kiedy matka nadal nie wracała, a krzyki i wyzwiska babki robiły coraz większe rany w sercu dorastającej dziewczyny, ta rzuciła się w ramiona młodego mężczyzny, który ją akceptował. Czy kochał? Czy będąc z nim znalazła tę miłość, na której tak bardzo jej zależało? Czy otrzymała szacunek, zrozumienie i akceptację? Na pewno dane jej było poznać uczucie, które jest największym i najwspanialszym uczuciem na świecie - miłość macierzyńską.
Ale czy ojciec małej Zosi, został z Anną na całe życie, czy razem z nią kroczył wyboistą drogą codzienności, czy pomógł jej w relacjach z dziadkami, z matką, z samą sobą?
Naprawdę warto przeczytać. Opisana historia Anny to tak naprawdę historia każdego z nas. Każdy z nas ma swoją przeszłość, historię, która go ukształtowała, która doprowadziła do punktu, w którym teraz jest, która byłą decydentem kolejnych wyborów.
Historia Anny jest trudna, bardzo smutna i wrażliwa, ale kończy się pięknie. Daje nadzieję, na to że w życiu warto iść pod górę, mieć dobre, szczere serce, umieć wybaczać i kochać- bo to najpiękniejsze uczucia, jakie możemy ofiarować innym ludziom, a na szczycie zdobywanych gór, czeka nas radość, szczęście i malutkie, widziane z tej perspektywy, dawne troski.
Brawa dla Autorki, za wspaniałe psychologiczne kreacje bohaterów. Zaglądanie w ich serca to stany budzące niesamowite emocje i sprawiające, że chciałoby się aby chwile z książką, trwały bez końca. Siła opisanych uczuć jest tak duża, że łzy cisną się pod powiekami. Bohaterowie wzruszają – są konkretni, jacyś, są namacalni, realni.
Opowieść Anny, chociaż burzliwa, kończy się spokojem i nadzieją. I chociaż przekręciłam już ostatnią kartkę i pięknie napisany tekst zamknęłam w okładce, to z Anną rozstać się nie mogę. Buzują we mnie emocje do jakich doprowadziła mnie Autorka. Dziękuję za takie silne wzruszenia, piękne chwile i uczucia, które nie pozwalają na zapomnienie o bohaterce i jej losach.