Poprzednia część - "Dobre żony" - skończyła się w taki sposób, że będąc obrażona na autorkę oraz jej powieść, długo nie mogłam się zabrać za "Małych mężczyzn". Pierwszy raz miałam taką sytuację. Książka stała na półce i czekała, aż emocje opadną. Opaść jednak nie chciała, a ja, mimo całej sympatii do stylu, w jakim seria została napisana, nie mogłam się zmusić, by czytać dalej. W końcu jednak przyszedł czas, kiedy powiedziałam sobie, że skoro coś zaczęłam, trzeba to skończyć. "Mali mężczyźni" przenieśli się z półki na honorowe miejsce na moim łóżku (gdyż książki czytam w łóżku).
Początek powieści był mocno drażniący i ciężko mi było zmobilizować się do czytania. Nie było to jednak spowodowane kiepskim stylem czy nieciekawą historią. Będąc cały czas obrażona, miałam bardzo negatywne nastawienie i nie mogłam w pełni cieszyć się powieścią. Im dłużej czytałam i coraz bardziej zagłębiałam się w lekturze, tym przyjemniej spędzałam przy niej czas. W końcu też nastał ten moment, gdy pokochałam "Małych mężczyzn" tak samo jak poprzednie części. Chociaż z zakończeniem "Dobrych żon" wciąż nie mogę się pogodzić.
Jo wraz z mężem prowadzi ośrodek dla chłopców z biednych rodzin oraz sierot. Jest to wesoła gromadka, która przysparza im nie lada problemów. Ponieważ ciężko okiełznać dorastających chłopców, do szkoły uczęszcza też Daisy, córeczka Meg, a z czasem dołącza do niej również Nan. Mimo licznych problemów mniejszych i większych oraz psot swoich podopiecznych, Jo stara się ich wychować na przyzwoitych i dobrych ludzi, ale czy jej się uda?
"Mali mężczyźni" napisani są w tym samym klimacie co "Małe kobietki" i "Dobre żony". Historia, która pozornie wydaje się zwyczajna do bólu, staje się dzięki niemu uroczą opowieścią, od której ciężko się oderwać. Wyobraźnie sobie cukier polany miodem, słodkość, od której aż mdli. Nie każdemu taki styl będzie odpowiadał. Nie tylko wszyscy się kochają, są dla siebie dobrzy, ale również narrator posługuje się licznymi zdrobnieniami, które sprawiają, że toniemy w oceanie słodyczy. Mi ten styl bardzo przypadł do gustu, jednak nie należy on do tych, które mogłabym czytać bez przerwy. Jest to przyjemna odskocznia od "poważniej" literatury.
"Mali mężczyźni", jak również dwie poprzednie książki z tej serii, to wspaniała powieść, która uprzyjemni nam długo jesienne wieczory i sprawi, że w naszej duszy zaświeci słońce. Jest w niej tyle dobra i miłości, że sami mamy ochotę czynić dobro. Kiedyś myślałam, że nie jest to pozycja dla mnie i długo się przed nią wzbraniałam. Dzisiaj wiem (i jestem pozytywnie zaskoczona), że nawet taka osoba jak ja, która na co dzień spędza czas z wojownikami, walczącymi z potworami, może znaleźć tu przyjemność i z tymi na pozór zwyczajnymi bohaterami przeżyć wspaniałą przygodę.