Skuteczna popularyzacja nauki, czyli operowanie językiem pomagającym uczestniczyć każdemu w postępie wiedzy, to dar. Wielki matematyk Hermann Weyl nieszczególnie objawiał tego typu talent. Czytając jego "Symetrię" 70 lat po publikowaniu po raz pierwszy zbioru wykładów, które poprowadził w Princeton, jestem sceptyczny w stosunku do poglądowości tekstu. Jest w książce zawarta ogromna wiedza, od starożytnych geometrów po błysk geniuszu młodego Galois i XX-wieczne fizyczne teorie realizujące symetryczne struktury równań. Piękno świata jednoznacznych pojęć, idei, że przyrodą rządzą prawa zachowujące swoją istotę w innym miejscu i czasie, że natura formując wielokomórkowe organizmy daje się opisać pięknem powtarzalności, a człowiek w harmonii regularnych struktur odnajduje spokój, to sedno spisanych wykładów Weyla. Niestety sporo z podanego formalizmu wymaga przekroczenia bariery odpowiednich kompetencji.
Założenie Weyla, by zaczynając od potocznego pojęcia symetrii (jako synonimu harmonii) i intuicyjnego opowiedzenia o przykładach 'z życia', a następnie przejść do bardziej formalnych i abstrakcyjnych pojęć uogólniających geometrię analityczną w języku grup, było dobre. Jednak ziejąca przepaść, między pięknem ornamentów i parkietaży (w których brylowała sztuka islamu) oraz organizmów zbudowanych symetrycznie a matematyką grup skończonych, okazała się zbyt rozległa. Umieszczone piękne grafik promienic z dzieła Haeckela, przykłady harmonii w architekturze, to świetnie partie tekstu budująca poglądowość. Niestety zbyt rygorystycznie podane matematyczne formuły, które systematyzują obserwowany ludzki wymiar piękna symetrii, są przesadnie zaawansowane. Co prawda wprowadzona skrócona wersja analizy wektorowej dla zgrabnego opisania symetrii przesunięcia (str. 94-100) to świetny 'kawałek' matematyki, który jeszcze koresponduje poziomem z początkowymi partiami wykładów, to większość rozważań grupowych już taka nie jest. Chyba lepiej byłoby, zamiast docierać do ostatecznego wyprowadzenia możliwych grup spełniających formalne zachowania obiektów w wyniku przekształcenia (str. 119-122), opisać pieczołowicie czym pojęcie 'grupa' jest (co wbrew pozorom nie jest trudne). Choć od zawsze mamy wyczucie geometrii, to strukturę grup lepiej oddaje się w algebraicznym języku. Do tego symetria grup skończonych jest dość nieintuicyjna i regularnie badana na studiach matematycznych (chyba, że jakiś fizyk specjalizować chce się w krystalografii, to i on zapoznaje się głębiej z tą tematyką).
Nie chciałbym zniechęcać nikogo do "Symetrii". Warto spróbować, bo około połowa pracy jest bardzo przystępna. Trudniejsza część, jeśli pozostawi w czytelniku znaki zapytania, to i tak zbuduje w nim przekonanie, że matematyka daje radę opisać na przykład układ nasion słonecznika czy piękno płatków śniegu. Myślę, że to wartościowa lekcja. Sam Weyl ciekawie opowiadając o zawiłych relacjach codzienności przyrody i sztuki, sprawnie przechodzi na obszar pojęć przestrzeni i czasu w ujęciu wyabstrahowanym, takim nie mniej ciekawym i dającym spełnienie poznawcze. To bardzo wartościowa warstwa opowieści matematyka. Niestety, tak już książek popularyzujących ścisłe rozważania się nie pisze. Od momentu ukazania się słynnej "Krótkiej historii czasu", ich narracja przyjmuje bardziej atrakcyjną (opisową i skupioną na poglądowości) formę. Książka Weyla wymaga sporo wytrwałości, na którą w XXI wieku brak czytelnikowi czasu. Jej 150 stron nie da się przeliczyć aproksymacyjnie na czas potrzebny na przeczytanie zawartych w niej słów; to nie ten typ lektury.
DOBRE - 7/10