„Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej było lekturą szkolną w latach osiemdziesiątych. Nie wiem jak to teraz jest, być może kolejne pokolenia czytają i przerabiają tę pozytywistyczną powieść o dwóch zwaśnionych rodach, których życie mijało w naprawdę pięknych okolicach znanej rzeki. Lecz za moich czasów było nieomalże obowiązkiem znać „Nad Niemnem”. Ja ten obowiązek ominąłem. Dopiero teraz, w wieku lat pięćdziesięciu dwóch rzetelnie do lektury podszedłem.
Znałem opowieść o Justynie Orzelskiej i Janie Bohatyrowiczu z filmu Zbigniewa Kuźmińskiego z roku 1987. Pięknie (?) tak się złożyło że uczeń Adam Miks przerabiał „Nad Niemnem” dwa lata później. Sami rozumiecie, ten … tego … to … że powyżej wspomniany miał powód aby nie czytać samej powieści; jeno oparł swą wiedzę na ekranizacji dzieła Orzeszkowej.
Gdy odłożyłem powieść na półkę zakrzyknąłem ( w skrytości ducha, aby nie przestraszyć domowników): „Wieczne kłótliwość Polaków”, jednocześnie myśli poleciały ku „Zemście” hrabiego Aleksandra Fredry. Jak napisałem „Nad Niemnem” to powieść o zwaśnionych rodach, które pogodzić ma ślub. Podobnie jest w komedii komediopisarza z epoki romantycznej. Tylko tyle, że Fredro ubrał swą opowieść w komediowe szaty, powieść Orzeszkowej ma korzenie dramatu obyczajowego. Ponadto w „Nad Niemnem” widać wątki, których Aleksander hrabia nie poruszyłby w swej twórczości.
Przede wszystkim na ukazanie zasługuje wątek patriotyczny. Orzeszkowa, powiedzmy to enigmatycznie, bardzo dbała w swoich utworach na ukazanie polskości. Polski na mapach świata w czasach powstawania „Nad Niemnem” nie było, ale żyli i uczestniczyli w życiu społeczno-politycznym Polacy. I oto w powieści, jedna z głównych bohaterek, Justyna Orzelska, odkrywa grób Jana i Cecylii Bohatyrowiczów. To odkrycie ma pewne konsekwencje. Ale o tym może potem opowiem, w chwili obecnej zajmijmy się dwoma rodzinami.
Panna Justyna Orzelska należy do dworu i majątku Korczyna. Zaś Bohatyrowiczowie to wieś, zaścianek sąsiadujący z Korczynem. I właśnie pomiędzy Korczynem a Bohatyrowiczami jest ów konflikt o którym pisałem w poprzednich akapitach. Tak naprawdę sporem zajmuje się ze strony dworu Benedykt – mam takie przeczucie że nikt z Korczyńskich oprócz niego nie wie o zatargu. Emilia, jego żona, żyje w swoim świecie, śniąc o wiecznych romansach. Nie przejmuje się tym wszystkim co dzieje się w rodzinie, nie wie nic o sąsiadach, zadaje infantylne wręcz pytania. „Czy Eskimosi przeżywają miłość romantyczną, Tereniu?”, oto jedno z takich pytań. Terenia wymieniona wyżej to dama do towarzystwa Teresa Plińska. Nie wiadomo skąd się wzięła w Korczynie. Wiecznie zamyślona i nader romantyczna. Czeka na męża nic nie robiąc aby go zdobyć. Siedzi przy Emilii i tak naprawdę jest od niej uzależniona. Wmówiono w nią że sąsiad Korczyna, Teofil Różyc, chce ją poślubić, tylko nie ma śmiałości oświadczyć się. Tak naprawdę ów Teofil zerka przychylnym okiem na Justynę. Ta natomiast …
Koniec. Nie opowiem dalszego ciągu. Nie piszę streszczenia książki, tylko recenzję, może takie małe opracowanie. Treść jest nader ciekawa, nie płaska: ona i on, i ten trzeci, który się przyplątał nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego. Są tajemnice, tajemnice serca Justyny. I jeszcze jeden mężczyzna, Zygmunt Korczyński. To co łączy ( w zasadzie łączyło) go z panną Orzelską nie trudno zgadnąć. Ale co odpowie Justyna, tego nie wiemy tak do końca. Jest kobietą skłaniającą się do poświęceń. Tylko czy chodzi o takie poświęcenie? Cielesne, powiem brutalnie. W dalszym ciągu powieści widzimy ją na polu, zbierającą owoce żniw. Jest blisko Jana Bohatyrowicza. To daje do myślenia.
Możemy także spotkać ją przy grobie Jana i Cecylii, mitycznych założycieli Bohatyrowicz. To również absorbuje myśli. Co ta dziewczyna znajdzie wśród umarłych? Ano, to co nie tak dawno jeszcze chciał odnaleźć Benedykt Korczyński. Zgodę na życie, zgodę z sąsiadami, zgodę na historyczną przynależność do ziemi. W przedostatnim, a wręcz w ostatnim etapie powieści ów szlachcic, właściciel majątku w Korczynie, zrozumie gdzie leży błąd w myśleniu, a w tym wszystkim pomoże mu nie tylko Justyna, ale także i Witold, syn pierworodny. On także patrzy na grób Jana i Cecylii. To dla niego symbol. Symbol odnowienia życia w duchu patriotycznym.
W poprzednich akapitach zaznaczyłem pierwszoplanowych bohaterów. Nie opowiem o drugoplanowych – czytelnik dopełni to czytając samodzielnie lekturę. Na drugim planie równie ciekawe rzeczy dzieją się.
Orzeszkowa nie pisze łatwo i na skróty. Stosuje znaną raczej tylko sobie składnię zdaniową dając na koniec zdania imiesłowy przymiotnikowe. Taką miała już fobię, bo stylem tego nazwać nie sposób. W innych utworach także stosowała te imiesłowy przymiotnikowe. Ciekawe czy w rozmowach publiczno-domowych również tak dialogowała? Młodzież z pewnością uznałaby tę panią za „nudziarę”. Owszem, może i przynudzała z tymi wysublimowanymi „ą” i „ę” na końcu zdania. Trzeba zauważyć również i to, że Orzeszkowa używała patosu opisując … zjawiska przyrodnicze, a także ( co już mniej dziwi) wesele, historię Jana i Cecylii, pracę w polu Bohatyrowiczów. To taki okres, zabory, brak Polski na mapach świata. Myślę że dużą rolę odgrywała psychiczna budowa Elizy Orzeszkowej. Ojciec, o zainteresowaniach intelektualnych i wysokiej kulturze, zgromadził w domu rodzinnym cenną galerię obrazów oraz bibliotekę liczącą kilka tysięcy tomów. Zmarł jednak, gdy Elżbieta miała 3 lata. Majątek wydzierżawiono, a mieszkańcy przenieśli się do Grodna i zamieszkali w parterowym domu przy ulicy Brygidzkiej (obecnie: Karla Marksa). Odtąd wychowywały ją same kobiety: matka, która zwała ją Lisą (stąd Eliza), babka Kamieńska, nazywająca ją Ziunią, jej starsza o trzy lata siostra Klementyna oraz opiekunka (mamka) Michalina Kobylińska. I te stosunki domowe właśnie zaważyły na poglądy na życie i twórczość Orzeszkowej.
„Nad Niemnem” daje Czytelnikowi odpowiedz na wiele ważkich pytań. Co to jest Polska, pamięć o rodzinie, praca na ugorze intelektualnym. Myślę że warto przeczytać powieść „Nad Niemnem”. W roku 1989 nie byłem gotów na to poświęcenie. A wy? Jesteście gotowi?