„Oblicze zła” Mariusza Leszczyńskiego to połączenie kryminału i powieści sensacyjnej. Książka zawiera wiele brutalnych opisów i wulgaryzmów, a trup ściele się gęsto. Odniosłam wrażenie, że niektórzy bohaterowie zostali stworzeni tylko po to, aby można ich było uśmiercić. To właśnie liczba dokonanych zbrodni ma ostatecznie utwierdzić czytelnika w tym, że ma do czynienia z psychopatycznym mordercą.
Tomasz Sadowski to człowiek owładnięty chęcią zemsty, który nie cofnie się przed niczym. W wypadku samochodowym spowodowanym przez członków rodziny Klimczaków stracił żonę i dwie córeczki. Sprawcy nie ponieśli kary, więc Tomasz sam postanawia wymierzyć sprawiedliwość. Metodycznie, krok po kroku realizuje swój, zrodzony w chorym umyśle, plan. Pojawia się w życiu młodej pani mecenas, Anny Klimczak i wciąga ją w swoją grę. Grę, w której on ma niewiele do stracenia, ale Anna może stracić wszystko. Kiedy kobieta dowiaduje się, że zatajono przed nią rodzinną tajemnicę, podejmuje wyzwanie rzucone jej przez Tomasza i nie spocznie dopóki nie odkryje prawdy.
Gdybym, pisząc recenzje skupiała się tylko na fabule to książkę Mariusza Leszczyńskiego oceniłabym dosyć wysoko. Jest to na pewno powieść o tym, do czego zdolny jest człowiek, który stracił wszystko na czym mu zależało. Autorowi udało się również pokazać, że granica pomiędzy katem i ofiarą jest bardzo cienka i łatwo ją przekroczyć, a „zło ma wiele twarzy i nie zawsze trzeba kogoś zamordować, by pokazać jego oblicze”.
Jednak książka to dla mnie całość. Fabuła, kreacja bohaterów, styl, język. To wszystko ma znaczenie i wpływa na ocenę całości.
Może zacznę od tego, że nie przepadam za powieściami sensacyjnymi. Nie podoba mi się w nich szczególnie to, że bohaterowie nie są rozbudowani psychologicznie i nie zmieniają się w toku akcji. Są bezrefleksyjni, nie mają dylematów moralnych. Działają i to w zasadzie wszystko. Niestety, tak właśnie zostali skonstruowani bohaterowie powieści „Oblicze zła”.
Nie przypadł mi do gustu styl Autora. Mariusz Leszczyński ma tendencję do zbytniej szczegółowości opisów miejsc i zachowań bohaterów, a informuje jakby mimochodem o zdarzeniach, które mają znaczenie dla fabuły powieści. Wydaje mi się, że zbyteczna jest czytelnikowi wiedza, że kanapa na której usiadła bohaterka była duża, kremowa, narożna, znajdowała się w salonie, z którego można było wyjść na taras, a którego okna wychodziły na południową stronę. Na opis tego, że Anna weszła do domu, rozebrała się i wzięła prysznic poświęcił całą stronę, a o śmierci jej ojca poinformował czytelnika w dwóch, czy trzech zdaniach i to jakby przy okazji. Wpływa to bardzo niekorzystnie na tempo akcji. Momentami wydarzenia pędzą tak, że trudno za nimi nadążyć, aby następnie przez kilkanaście stron nie wydarzyło się nic istotnego.
Język całej powieści jest w moim odczuciu zbyt prosty, potoczny. Niedostosowany do wykształcenia i poziomu intelektualnego bohaterów, co widać w dialogach. Realizm postaci wyraźnie na tym traci.
Jeśli dołożymy do tego błąd ortograficzny, liczne powtórzenia i błędy składniowe, to niestety nie mogę tej książce wystawić zbyt wysokiej noty.