Należę do osób, które nie mają popularnego poglądu na temat Powstania Warszawskiego. Uważam, że było ono błędem i w efekcie ponieśliśmy klęskę. Powstanie pochłonęło tyle istnień ludzkich – w większości bardzo młodych ludzi… wielka szkoda i strata.
Kurdwanowski, choć brał udział w powstaniu to ma podobne zdanie. Jako uczestnik i oczywiście bardzo młody człowiek miał okazję obserwować jak giną dla idei kolejni młodzi ludzie i zagładę Warszawy. Język Kurdwanowskiego jest tak plastyczny, a styl tak niewiarygodny, że odczuwamy każdym nerwem ten czytany tekst. Barykady, Warszawę w ruinach, coraz bardziej kurczące się oddziały, smród, brud, żywe mięso i krew. Autor opisuje, jakby te wydarzenia miały miejsce wczoraj, wszystko z takimi detalami, jakby jego pamięć potrafiła działać cuda.
W „Mrówce na szachownicy” nie ma heroizmu. Jest początkowy niesamowity zapał do walki, żeby dokopać Szwabom. Później wkradać zaczyna się niepokój, a nawet strach i w ogóle to nie dziwi, bo w końcu na tę wojnę szli chłopcy i dziewczęta z olbrzymim patriotyzmem w sercu, ale nieprzygotowani na to, co ich czeka; bez broni. Wśród nich zbyt często widać było dzieci.
„Maniuś przyniósł kawę do Arsenału. Dzieci w jego wieku siedzą po schronach z rodzicami. Za mały na żołnierza, broni mu nie dają, ale w wielu akcjach bierze udział. Biega z nami dla towarzystwa, nie chce sam w Pasażu zostać, boi się zgubić (…) Zrazu niezbyt chętnie pozwalano mu iść ze starszymi na linię w obawie, że się rozpłacze i zdradzi stanowisko, ale szybko stwardniał. Zabawnie wyglądał w bluzie panterki, która sięgała mu poniżej gołych kolan.” (strona 137)
Kurdwanowski, i wielkie brawa mu za to, pokazał nam prawdę, nic nie koloryzując. Zobaczyliśmy te dziewczyny i tych chłopaków, którzy już nie z nadzieją, a ze strachem w oczach zwyczajnie chcą tylko jednego – przeżyć. Jak w dniach, gdy wiadomo, że powstanie chyli się ku upadkowi zrzucają mundury i próbują wtopić się w tłum. A my przez cały czas uczestniczymy w tym wszystkim. Jesteśmy z nimi gdy walczą, gdy stawiają niepewne kroki w kanałach, gdy giną.
„Zaraz na skraju zobaczyłem nagą dziewczynę przywaloną blokiem muru od pasa w górę. Przy upadku cegły poluzowały się nieco i ułożyły jak niedbale upuszczona talia kart. Leżała twarzą do ziemi. Łydka pękła jej wzdłuż aż do kości. Dolna część ciała pokryta była tak grubo pyłem, że dziewczyna wyglądała, jak zwalony posąg.” (strona 7)
Niepodważalnym faktem jest i chyba nie ma z czym dyskutować, że tylko co siódmy młody człowiek był jakkolwiek uzbrojony, bo AK broni nie miała – nie w takiej ilości. Większość powstańców, jak napisałam, to byli młodzi ludzie poniżej dwudziestego roku życia i prawie nikt z nich nie posiadał przeszkolenia wojskowego. Powstanie Warszawskie miało być dla nich pierwszą akcją bojową, a okazało się i pierwszą i ostatnią. Postawiono przed nimi zadanie, którego nie dało się wykonać, zadanie z góry skazane na porażkę.
„Anka znajdowała się po mojej prawej stronie na środku jezdni, gdy prysnął obok niej ogień i padła. (…) Ankę z poharatanymi nogami odnieśli na Długą 23. Kompania Klima straciła kilkunastu rannych.” (strona 103 i 107)
Jan Kurdwanowski był lekarzem pediatrą, a później psychiatrą. W 1957 roku emigrował i już do Polski nie wrócił. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, jako żołnierz batalionu Chrobry I, walcząc na Woli, Starym Mieście i przyczółku Czerniakowskim. Był autorem dwóch książek: wspomnień o Powstaniu Warszawskim „Mrówka na szachownicy” oraz „Jak wybrałem wolność na Zachodzie i inne wspomnienia”.
Uważam, że „Mrówkę na szachownicy” powinni przeczytać wszyscy, którzy interesują się tematem samego Powstania, II wojny światowej oraz każdy Polak, żeby w końcu wyrobić sobie własne zdanie. Moje dotąd było mało popularne, ale może po lekturze tej książki już nie będę w tak zastraszającej mniejszości.
„Jestem jak mrówka, która znalazła się na szachownicy podczas turnieju o mistrzostwo świata i zadziera głowę.” (strona 362)