Bruno Schulz napisał kiedyś w „Republice marzeń”: "Błękitnooki zaprasza wszystkich do kontynuacji, do budowania, do współtwórczości – jesteśmy wszak wszyscy z natury marzycielami, braćmi spod znaku kielni...".
Niewątpliwie Leszek Bartoszewski jest takim właśnie kontynuatorem, marzycielem i niezwykłym budowniczym. Wykreowany przez niego świat „Circulo mortis” wypełniają niełatwe meandry ziemskiego życia: miłość, cierpienie, śmierć... Towarzyszy im jednak pogodna refleksja nad nieuchronnością losu wrażliwego, ciepłego, pełnego pokory poety-obserwatora, z życzliwością spoglądającego na ludzi i nieobojętnego na zmysłowe piękno. Nad tym światem nadbudowany jest drugi, niezauważalny w codziennym pośpiechu i chaosie, mistyczny wymiar egzystencji, w którym wszechobecny jest Bóg wraz z jego gniewem, ale i aniołami: poranionymi, wyśmiewanymi, lecz wciąż wiernymi. To świat widziany oczami człowieka rozliczającego się z własnym życiem, uwikłanego w egzystencjalną nostalgię przemijania, któremu nieobce bywa uczucie zwątpienia. Jednak mimo wielu oznak żalu, rozgoryczenia czy nawet chwilowego buntu – w ostatecznym rozrachunku zawsze zwycięża nadzieja. Bo w perspektywie zbawienia każde życie ma sens.
Leszek Bartoszewski posiadł rzadką sztukę pięknego władania słowem, przy którym zwięzłość wyzwala wieloznaczność. Swobodnie żongluje symbolami biblijnymi, elementami groteski, przewrotnego humoru, czasem subtelnej ironii, to znów marzenia sennego; tworzy z nich zgrabne metafory i nieoczekiwane puenty. Jego wiersze nie wymagają jednak zawiłych wyjaśnień wykraczających poza ramy samoistnego świata poetyckiego; jak powiedziałby Herbert, to mogłoby spłycić sens i spłoszyć tajemnicę. Obcowanie z nimi gwarantuje natomiast przeżycie wielu przyjemnych wzruszeń i skłania do osobistej refleksji nad sensem życia.
Polecam.