„Nikomu z ludzi nie może udać się zbrodnia doskonała,
potrafi, jednak dokonać tego przypadek”.
Władimir Nabokow
Po ostatnim polskim thrillerze, choć może to bardziej kryminał Dziecięcy kram doszłam do wniosku, że warto dawać szansę krajowym powieściom z tego gatunku. Szczerze mówiąc, rzadko czytam nasze publikacje, ponieważ są nijakie i bez polotu, ale nie można oceniać wszystkiego pod jeden schemat. Postanowiłam więc sięgnąć po najnowsze dzieło Pani Kamili Cudnik W cieniu twierdzy, zapowiadała się niezwykle ciekawie i powiem, ze mnie zaintrygowała po opisie.
W wielkim skrócie powieść dzieje się w czasie rządów pruskich w Polsce. Nasz główny bohater Walter Offenberg po głośnym skandaliku z udziałem jego żony, która umiera w nieszczęśliwych okolicznościach, postanawia wyjechać z Berlina do Torunia. Kupuje tam majątek po polskim ziemianinie. Po przybyciu na miejsce poznaje Luizę, która jest córką poprzedniego właściciela, między nim i kobietą zaczyna pojawiać się uczucie. Niestety podczas nocy świętojańskiej we wsi dochodzi do strasznego mordu. Wszyscy są podejrzani, nie wiadomo komu ufać, mała społeczność coraz bardziej pogrąża się w strachu oraz serii tajemnic.
Tematyka książki naprawdę ciekawa, kontekst historyczny nie za bardzo oddany, Pisarka bardziej skupiła się na akcji, ale nie ma tragedii. Mimo to mój zapał opadł po kilku pierwszych stronach. Nie mogłam przebrnąć, przez te wszystkie niemieckie nazwiska stanowczo za dużo ich było, w pewnym momencie postacie zaczęły mi się zlewać w jedno. Poza tym muszę tutaj uczciwie dodać, że użycie tylu bohaterów hm… niemieckich, miast, nazwisk... I język moim zdaniem sprawiło, że książkę czyta się jak suchą powieść bez emocji. Język niemiecki, wszystkie słowa w nim są z reguły twarde i suche, zresztą Niemcy jako naród nie są tak wylewni jak Polacy i Autorka mimo tego, że wspaniale oddała to w swoim dziele, sprawiła tym, że pozycja jest po prostu drętwa.
ByC może to był zamysł Pisarki, ale do mnie jakoś nie dotarł. Mimo wspaniałej, akcji i ciekawego tematu, suchość dialogów, sztywność postaci, i te namnożone nazwiska spowodowały, że miałam wrażenie, że czytam książkę Niemca, który wyznaje zasadę Ordnung mus sein!
Nie miałam okazji czytać nic innego Pani Cudnik, mam zamiar to nadrobić, ponieważ liczę na to, że inne publikacje Pisarki są o wiele lepsze. Niestety W cieniu twierdzy kompletnie mnie rozczarowało.
Myślę, że o Niemcach trzeba potrafić pisać. Są to specyficzni ludzie fakt, ale mają również swoje uczucia i przedstawienie ich tak sucho… Jakoś do mnie nie przemówiło. Powieść kończy się w sposób, który sugerował mi tom II, jestem bardzo ciekawa.
Książka to powieść z wątkiem kryminalnym i tutaj chwilę się zatrzymam, ponieważ sam ten temat przedstawiony wspaniałe. We wsi ginie młoda kobieta, pruska milicja zaczyna śledztwo, podczas którego okazuje się, że w podobnych okolicznościach zginęła kiedyś też inna dziewczyna. Z tym Pani Cudnik poradziła sobie wspaniale, jednak w oczy nadal raziła mnie ta pruskość.
Długo zastanawiałam się, czy powieść, polecić, ale każdy jak wiecie, ma inny gust literacki, więc jak najbardziej polecam. Mimo braku, historycznych przemyśleń, temat samego morderstwa, oraz śledztwa zasługuje na uwagę i z całą pewnością spodoba się fanom polskiego kryminału. Ja na pewno do tego dzieła nie wrócę.