Nie oceniaj książki po okładce? A figa! Właśnie okładka przykuła moją uwagę - niemal ascetyczny design, idealnie wydobywający to, co najważniejsze - tytuł. Kto nie chce usłyszeć takich słów od własnej matki palec do budki!!
A Jeanette właśnie to usłyszała. Zdanie wypowiedziała kobieta, która ją wychowała. Pamiętacie denerwującą matkę-fanatyczkę religijną z "Carrie" Stephena Kinga? Ta jest bardzo podobna. Z tą różnicą, że Pani Winterson istnieje naprawdę. Odpowiadała na pytania cytując Biblię. Zadawała pytania, cytując Biblię. Żyła, cytując Biblię. I narzucała ten sposób życia wszystkim dookoła.
Jeanette od dziecka słyszała, ze jest "złą kołyską" - matka bezustannie powtarzała, że podczas adopcji wybrała nie to dziecko. Powinna była przygarnąć chłopca leżącego w identycznej kołysce co Jeanette - dokładnie po sąsiedzku. Wtedy na pewno byłoby lżej... Co na to ojciec? Cóż... Milczenie jest złotem, pamiętacie...?
Wbrew pozorom nie jest to spowiedź autorki. Daleko jej od użalania się nad sobą i przelewania wszystkich "dlaczego ja" na papier. Oczywiście, opisuje też gorsze chwile, ale zamiast utyskiwać, stawia pytania starając się znaleźć na nie odpowiedzi. Dzięki temu do książki można wracać bez końca - na każdym etapie naszego życia znajdziemy tam pytania, które być może właśnie nas dotyczą. Pomimo, że książkę czyta się szybko, pozostaje w umyśle jeszcze przez dłuższy czas. Nagle uświadamiamy sobie, że zaczęliśmy stawiać sobie własne pytania i nie możemy przestać szukać na nie odpowiedzi.
Z powieści wprost bucha optymizm. A to nie lada sztuka, biorąc pod uwagę, że życie Winterson wcale różami usłane nie było. Przerabiała w życiu chyba wszystko: brak bliskości, brak uczucia, brak domu i perspektyw. A mimo to zachowała pogodę ducha. Aż chce się krzyczeć: NEVER GIVE UP! "Po co ci szczęście..." to kopalnia energii i wiary we własne siły. Perpetuum mobile, źródło odnawialnej energii życiowej. Również w tych złych chwilach. Przede wszystkim wtedy.
Książka napisana jest w specyficznym stylu, który nie każdemu może odpowiadać. Akurat mi przypadł do gustu, uwielbiam układanki. Na całość powieści składają się wycinki z życia autorki, które dopiero po złożeniu do kupy tworzą sens. Jeśli szukacie porywającej, wartkiej akcji, skandali i pikantnych szczegółów z życia pisarki - nie tędy droga. Jeśli jednak chcielibyście trochę pomyśleć - zapraszamy do lektury! Dzięki fragmentarycznej formie możemy bardziej skupić się na filozoficznym aspekcie książki. Ileż to razy zamęczałam zasypiającego już Zabieracza-Mojej-Kołdry pytaniami w stylu "A co myślisz o...", "A co gdyby..." itd. Znosił cierpliwie i czasem nawet odpowiedział, więc chyba jednak warto je było zadać. ;-)
Nie mogę tu nie wspomnieć o powieści "Nie tylko pomarańcze" Jeanette Winterson. Przyznaję się bez bicia, że nie czytałam, ale po lekturze "Po co ci szczęście..." nabrałam na nią chrapkę. Często jest wspominana w autobiografii, na szczęście nieznajomość jej treści nie uniemożliwia czytania. Jest też film - rownież się do niego przymierzam.