W trzeciej części przygód Nory Kelly autorzy puścili wodze fantazji i stworzyli sensacyjny kryminał nie tylko pełen wartkiej akcji, ale przede wszystkim o kontrowersyjnej tematyce.
Po burzliwej dyskusji z dyrekcją instytutu i wewnętrznej walce z sumieniem, Nora zostaje zwolniona z pracy, choć można by też uznać, że odeszła z niej sama. Niedorzecznym i godzącym w zawodową powagę wydało się jej się zlecenie prowadzenia wykopalisk w sławnym na cały świat rejonie Roswell. Przecież UFO i pozaziemskie cywilizacje to wymysł fanatyków science-fiction, a to, co wydarzyło się w stanie Nowy Meksyk, zostało logicznie wyjaśnione. Kipiące oburzenie archeolożki nie miało możliwości, by wyparować bowiem milioner, Lucas Tappan z uporem maniaka namawiał, by to właśnie ona zajęła się kierowaniem tym szalonym przedsięwzięciem. Trzeba przyznać, że determinacji mu nie brakowało, bo już kolejnego dnia zarówno Nora jak i jej brat wylądowali w kampusie badawczym i rozpoczęli badania. W związku z kryminalnymi aspektami wykopalisk, do pomocy wezwano oczywiście agentkę specjalną Corrie Swanson. Od tego momentu akcja nabiera tempa, a ilość intryg i tajemnic nawarstwia się i kotłuje niczym burza piaskowa
Temat statku kosmicznego, który rzekomo rozbił się w Roswell jest tak popularny i przemielony był na tyle sposobów, że nie ma chyba osoby, która nie kojarzyłaby sprawy. Jestem akurat z grupy wiekowej, która namiętnie oglądała serial „Roswell” i wspominam ten etap z sentymentem.
Smaczku i pożywki do spekulacji dało głównie zachowanie amerykańskich władz wojskowych, a już ta zmiana teorii co rozbitego obiektu, dla wielu była tylko potwierdzeniem, że nie jesteśmy sami we wszechświecie.
Książkę czytało się błyskawicznie nie tylko ze względu na tematykę. Autorzy potrafią w sposób skondensowany prowadzić akcję, ciągle coś się dzieje i nie ma momentów nudy, choć (porównując do poprzednich części) w „Diabelskiej górze” miałam wrażenie, że poniosła ich nieco fantazja. Szczególnie końcowe zdarzenia były tak intensywne i wybuchowe, że odniosłam wrażenie, że oglądam film akcji przeładowany efektami specjalnymi. Wręcz dało się odczuć ten pęd, hałas i wybuchy. To oczywiście zasługa dobrego stylu pisarskiego i uważam, że to główna zaleta tej książki. Moje odczucie przekombinowania odnosi się przede wszystkim to takiego typowo amerykańskiego traktowania głównych bohaterów, którzy stoją oczywiście po tej dobrej stronie. Chodzi mi tu o scenę, gdy bohaterowie uciekają, a wokół nich unosi się świst pocisków z wojskowych karabinów i oczywiście kule trafiają wszędzie, ale nie tykają żadnego z uczestników ucieczki (no ok, jedna osoba oberwała, ale jej postać niczego nie wnosiła i nie była postacią główną). Takie sytuacje zawsze wywołują u mnie pobłażliwy uśmiech i tak też było tym razem.
Biorąc jednak pod uwagę całokształt, uważam, że „Diabelska góra” jest dobrą książką do relaksu. Spełnia wszystkie wymogi by zając głowę i zrelaksować, a to jednak istotne dla czytelnika.
Oceniam ten tom na 7/10 i polecam serię o Norze Kelly.