LUDZKA-SOKOWIROWKA.BLOGSPOT.COM
Naprawdę ciężko mi zrozumieć, dlaczego spora część osób wzbrania się przed czytaniem polskich autorów. Osobiście chętnie po nich sięgam, wiedząc, że w niektórych przypadkach są oni dla nas bardziej zrozumiali – wychowujemy się bowiem w tej samej kulturze i znamy swój kraj. To otwiera drogę analizy danej historii niekiedy bardziej niż przy zagranicznych autorach. Polacy również potrafią pisać, warto o tym pamiętać!
Marta Kisiel – jak czytamy w „Nomen Omen” – jest przebrzydłą polonistką, zakochaną w Słowackim i szczerze rozumiem jej zachwyt nad tym autorem. Jest pisarką, redaktorem i tłumaczem – obraca się wokół słowa w każdej dziedzinie. Debiutowała osiem lat temu „Rozmową dyskwalifikacyjną” na łamach „Fahrenheita”. W 2010 roku wydała swoją pierwszą powieść – „Dożywocie”, na którą mam dziką ochotę od czasu premiery.
Salomea Klementyna Przygoda nigdy nie miała łatwego życia – jej pech zaczął się od nietypowego imienia, a potem na stałe został jej towarzyszem. Przyklaskiwał on poczynaniom matki dziewczyny, która chciała rozbudzić jej – nadal niewieści! – erotyzm, ojcu, żyjącemu mentalnie w dziewiętnastym wieku i bratu, Niedasiowi – społecznemu nieudacznikowi, który z wielką radością udostępnia na Facebooku wszystkie porażki swojej siostry. Kiedy tylko Salka zauważa okazję, przeprowadza się do Wrocławia. Tam jednak czeka na nią – jakby nawiązując do nazwiska – przygoda nie z tej ziemi.
Panią Kisiel spotkałam na Warszawskich Targach Książki i już wtedy zainteresowała mnie swoim „Nomen Omen”. Wiedziała o czym pisze, opowiedziała, jak szukała informacji i zachęciła mnie do poznania historii Wrocławia – który naprawdę uwielbiam! – w zupełnie inny sposób. Tym sposobem, gdy tylko nadarzyła się okazała, postanowiłam sprawdzić zawartość jej drugiej w życiu powieści i… było to przemiłe spotkanie!
Fabuła powieści już od pierwszych stron stawia na tajemnicę i stara się nie zdradzać wiele odbiorcy. Dzięki temu mamy większy udział w pędzie akcji – musimy zauważać szczegóły, domyślać się naprawdę wielu rzeczy, by rozwikłać zagadkę, która… nie jest tak prosta, jak początkowo przypuszczałam. Kisiel otrzymuje ode mnie naprawdę wielki plus za połączenie motywów historycznych z fantastycznymi, gdyż ta mieszanka jest wybuchowa, a my – czytelnicy – lubimy takie wybuchy w dobrym stylu. Tempo wydarzeń jest wyważone, natomiast cały pomysł jest dobrze opracowany i widać, że autorka włożyła pracę w to, by cała książka była logiczna. Nie można również zapomnieć o humorze – niezwykle naturalnym i prostym. Przy „Nomen Omen” niejednokrotnie można zaśmiać się na głos bez skrępowania.
Język Kisiel zdecydowanie mnie urzekł – jest on nieskomplikowany i bardzo przyjemny w odbiorze. Autorka w dużej mierze stara się, by jej powieść była humorystyczna i nie ma w tym przesady. Nawet gdy akcja zagęszcza się, Kisiel nie zapomina o wprowadzonej stylistyce. Z tego też względu – jako fan tego typu narracji – byłam zachwycona ilością sarkazmu i ironii na dobrym poziomie.
Bohaterowie „Nomen Omen” są niezwykle współcześni, co jest ich niewątpliwą zaletą. Od pechowej Salki, poprzez jej „zajaranego Warcraftem” brata, niebywałego filologa Bartka, a kończąc na wojowniczej blondynce, która wie, jak wykorzystać glany. To plejada postaci, które nie nudzą się czytelnikowi, zaskakują go innością i swoim usposobieniem.
„Nomen Omen” było strzałem w dziesiątkę i to takim strzałem, który wciągnął mnie na dobre kilka godzin śmiechu i czystej rozrywki. Humor i akcja wylewa się wręcz ze stron! Nie ukrywam, że z radością czekam na kolejne powieści spod pióra Kisiel. Miejmy nadzieję, że niedługo znowu „popełni jakąś książkę”.
Pozdrawiam