Z moich obserwowacji wyraźnie wynika - Nicholasa Sparksa, amerykańskiego powieściopisarza i scenarzystę można albo uwielbiać, albo nie cierpieć. Jedni zachwycają się każdą jego kolejną książką, a drudzy zarzucają mu monotematyczność i maglowanie ciągle tego samego. Ja zdecydowanie zaliczam się do pierwszej grupy i co jakiś czas czuję potrzebę sięgnięcia po kolejną pozycję jednego z moich ulubionych pisarzy.
Tym razem sięgnęłam po bestseller o tajemniczym tytule „Noce w Rodanthe”, do którego przez dłuższy czas nie mogłam się przekonać. Wydawała mi się najsłabszą powieścią pana Sparksa, przede wszystkim ze względu na okładkę przedstawiającą głównych bohaterów ekranizacji powieści, która absolutnie mi się nie podobała. Mówi się, że nie można oceniać książek po okładce, ale to właśnie one wraz z tytułem tworzą w naszym umyśle pierwsze myśli na temat danej pozycji. Dlatego, gdy w moje ręce trafiło najnowsze wydanie „Nocy w Rodanthe” o cudownej okładce dopełniającej tytuł, od razu nabrałam ochoty aby zapoznać się z opowieścią o Adriannie Wills.
Trzy lata po rozwodzie z mężem Adrienne przyjeżdża do nadmorskiego miasteczka na południowym krańcu Karoliny Północny, aby zając się Gospodą przyjaciółki. W tym miejscu zapoznaje się z chirurgiem Paulem Flannerem, który był wówczas jedynym gościem. A ich znajomość całkowicie zmienia jej świat..
.. A mnie uczy, że każdy zasługuje na drugą szansę, a także iż możliwym jest zmienić się na lepsze, wystarczy bardzo tego chcieć. Pomaga mi zrozumieć, czemu tak ważna jest wrażliwość na drugiego człowieka. Udowadnia, że nigdy nie jest za późno by naprawić swoje błędy, ale z drugiej strony, trzeba się śpieszyć, bo nie wiadomo co czeka nas za rogiem. Każdego dnia należy pamiętać słowa ksiądza Jan Twardowski „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”.
Jeśli ktoś myśli o książkach Nicholasa Sparksa jako o tanich romansidłach dla kobiet, to jest w bardzo wielkim błędzie. Owszem autor porusza w swoich powieściach temat miłości, ale także takie aspekty jak rodzina, przyjaźń, a także problemy życia codziennego jakie i nas często spotykają. Ponadto tworzy wokół wszystkiego aurę tajemniczości i piękna. W ten sposób naprawdę ciężko odłożyć książę przed jej skończeniem. „Noce w Rodanthe” przeczytałam w ciągu dwóch dni, gdyż pierwszego zabrakło mi dosłownie pół godzinki, aby zakończyć czytanie wspaniałej, choć równocześnie bolesnej opowieści.
Jeśli macie ochotę obejrzeć ekranizację tej powieści, lepiej najpierw ją przeczytajcie. Jest o niebo lepsza! Film średnio mi się podobał, jak dla mnie za dużo jest pozmieniane. Ponadto nie porusza tak serca i wiadomo - nie pobudza wyobraźni tak jak pierwotna papierowa wersja.
Na pewno nie jest to najsłabsza powieść Nicholasa Sparksa. Nawet nie jestem pewna czy kiedykolwiek będę w stanie wskazać, która takową jest, ponieważ wszystko spod pióra tego pisarza jest nie do opisania fascynujące i tak prawdziwe. „Noce w Rodanthe” polecam wszystkim, którzy mają w sobie choć odrobinkę wrażliwości i pragną poznać czym jest prawdziwa miłość.