Nie bez powodu pojawiła się u mnie "Noc poślubna". Przemysława Borkowskiego książki od dawna biorę w ciemno i znam zdecydowanie większość. Często są to powieści z zaskakującym zakończeniem, wciągające od dosłownie pierwszego zdania i pochłaniające na kilka godzin bez możliwości oderwania się chociaż na chwilę.
Wesele Justyny i Kamila. Miało być cudownie, to miał być najlepszy dzień ich życia i noc także, a wszystko sypie się i nie idzie zgodnie z planem. Konflikty, o których niemal każdy powie, że jak to w rodzinie, ale tutaj wszystko wymyka się spod kontroli. To nie są zwykłe sprzeczki, to nie ten motyw, kiedy mówi się, że z rodziną najlepiej na zdjęciu. A cała akcja rozgrywa się w pałacu, obok którego jest las wisielców. Któż chciałby mieć wesele w takim miejscu? Chyba tylko osoby nieświadome, niesprawdzające historii danych miejsc, bo owy pałacyk także swoją posiada i to wcale niechlubną.
Niektórzy znają wiele legend, wierzeń, przesądów. Inni w ogóle nie przywiązują do tego wagi. W tej powieści Borkowski sięgnął po jedną z żydowskich legend, która opowiada o tym, że duchy wcielają się w jeszcze żywych ludzi.
To miał być thriller, może kryminał, a jednak został okraszony czymś nierzeczywistym, niekoniecznie pożądanym w tym gatunku. Niestety, ale ocieramy się tutaj już nieco o coś pokroju fantastyki. Wierzenia potrafią być genialnym motywem, ale nie w historiach, które z zasady są zupełnie czymś innym. A w zasadzie to powinny być.
I pod tym względem uważam, że autor zawiódł wiele osób. Nie ma w zasadzie wzmianki o tym, że tego rodzaju motyw w powieści tej występuje, ale znając Borkowskiego nastawiać się można raczej właśnie na dreszczowiec czy kryminał. Tylko czy to wada? No właśnie niekoniecznie.
Autorzy uwielbiają próbować nowości. Spójrzmy chociażby na Puzyńską, która po napisaniu całej serii kryminałów postanowiła przeskoczyć na fantastykę i wychodzi jej to całkiem dobrze. Dlatego mimo, że tym razem byłam w lekkim szoku, że to coś innego, to Borkowski włożył w tę powieść typowe dla siebie zaskakujące zabiegi, zakończenie pozostawiające czytelnika z otwartą buzią i ciekawych bohaterów.
No właśnie, bo bohaterowie to nie tylko para młoda, ale też goście weselni, duch wchodzący w cudze ciało. Choć przeplata się tutaj świat rzeczywisty z tym nierealnym, to jednak każda z postaci jest wykreowana w sposób świadomy i genialny. Każde z nich wręcz ma się wrażenie, że jest kimś, kogo autor opisuje, a nie tworzy na nowo.
I to wszystko dzieje się szybko, autor żeruje na nieświadomości bohaterów i pozwala na to, by było to wszystko brutalne, pochłaniające i jego, i czytelnika. Nie odpuszcza do samego końca, zostawiając czytelnika w szoku, że w ogóle tak można nim manewrować.
Ostatecznie trzeba przyznać, że autor wplatając coś nowego w swoją powieść nadal potrafi sprawić, że czyta się z zapartym tchem, że chciałoby się zobaczyć ekranizację, a najlepiej od razu móc zacząć czytać jego kolejną powieść, a na tę przyjdzie nam zapewne jeszcze trochę poczekać.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona.