A czy mieszka ktoś z Was tutaj na warszawskiej Pradze? Bywa w regionach Targowej, Brzeskiej, Ząbkowskiej czy Kijowskiej? A może robił zakupy na Różycu, czyli na Bazarze Różyckiego, gdzie mógł nieraz usłyszeć od handlujących kobiet: Pyzy, gorące pyzy! Taki tekst już można było usłyszeć, wchodząc, m.in. wejściem od ulicy Targowej. Dodam, że te pyzy pakowano do słoików i zawijano gazetowym papierem. Warszawiacy z krwi i kości, szczególnie varsavianiści znają specyfikę tej części Warszawy, znawcy literatury wiedzą, że popularyzatorami gwary prawobrzeżnej Warszawy był Stefan Wiech-Wiechecki. Oczywiście bardzo zainteresowała mnie lektura, ponieważ swoje dzieciństwo spędziłem w tamtych okolicach. Bywałem na Różycu, na Ząbkowskiej, czy na Kijowskiej i w okolicach Stadionu Dziesięciolecia obecnego Stadionu Narodowego.
Zainteresowała mnie bardzo postać pana Stanislausa Tomczaka. Przyznam szczerze, że to pierwsze spotkanie z jego książkami. O nim samym można dowiedzieć się, że jest pisarzem tworzącym w języku polskim i niemieckim. Pasjonuje się historią, a Podsłuchane praskim uchem to zbiór opowiadań i anegdot o Pradze, o jej mieszkańcach i rodakach za granicą. To zebrane refleksje autora z lat 1967-2004. Warto dodać, że „w swoich utworach konsekwentnie podąża drogą budowy mostów zrozumienia i przyjaźni między narodami, co zauważyła gazeta japońska Asahi Shinbun w swojej pozytywnej recenzji, przetłumaczonego na język japoński opowiadania Ogasawara-Mura". Jest założycielem i był pierwszym zarządzającym Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich (Deutsches Polen-Institut).
Na widok okładki zagościł na mojej twarzy uśmiech, ponieważ autor nastawia ucho, by posłuchać tego, co inni mają do powiedzenia. Na Pradze zawsze mieli dużo! I często było dosyć zabawnie, czasem groźnie. Może cała okładka nie jest jakimś wybitnym graficznym dziełem, ale sam przekaz ze zdjęcia pana Tomczaka, trafia idealnie w sedno sprawy, jaka jest zawarta w niniejszym tekście.
Najbardziej przypadły mi do gustu rozdziały, które pozwoliły mi przypomnieć końcówkę XX wieku i czar praskich ulic, klimatów panujących w tym rejonie stolicy. Mnie ekscytowałem się rozmowami Polaków na emigracji, w podróżach po świecie, gdzie można było poznać ich warszawskie korzenie. Wolałem zdecydowanie przeczytać o tym, jak rodowici warszawiacy szli do praskich knajp na śledzika i setkę wódki, często żubrówki, bądź kilka piwek, na schabowego z młodymi ziemniaczkami i mizerią bądź z buraczkami i tradycyjnie przed podniesieniem kieliszków zgodnie mówili „No to cyk". Z dużym uśmiechem na twarzy przeczytałem rozdział Jazda na gapę, w którym autor dzielił się spostrzeżeniami dotyczącymi jazdy tramwajami i autobusami. Uważam, że wiele od tamtego czasu się nie zmieniło, co do kultury podróżowania! Szczególnie gdy w komunikacji miejskiej ciasno, duszno, albo czasem... za zimno w dzisiejszych czasach klimatyzowanych pojazdów.
Jeżeli ktoś chce poczuć, jak żyło się, jak mieszkało w tej części stolicy, będzie to idealna książka, by zapoznać się ze zwyczajami i obyczajami prawobrzeżnej Warszawy, poznać słowa, zdania z gwary warszawskiej. Poznać miejsca, gdzie można było zjeść wspomnianego śledzika, wypić piwo z kumplami. To wspaniała wycieczka w przeszłość miasta.
Po tej pasjonującej lekturze z chęcią zajrzę do innej książki autora zatytułowanej Praga i jej bazary. No to co? No to cyk! Kto odważny ruszyć w te okolice obecnie?
I szkoda tylko, że w tle nie dało się usłyszeć Kapeli Czerniakowskiej, która skocznie przygrywałaby do praskiego stylu życia.
Recenzja powstała dzięki portalowi sztukater.pl, któremu dziękuję za egzemplarz książki.