"Nikt nie puszcza się na rwące, zmącone wody miłości, jeżeli nie przyświeca mu gwiazda nadziei."
Prawda jest taka, że aby przeczytać Villette trzeba wybrać odpowiedni ku temu moment. Książka leżała u mnie na półce dobrych kilka miesięcy i żeby się za nią zabrać czas zawsze wydawał mi się nieodpowiedni. W końcu zaś trafiłam na najbardziej nieodpowiedni ,ale do rzeczy.
Główną postacią powieści jest młoda dziewczyna o imieniu Lucy. Lucy pochodzi z niezamożnej rodziny i w zasadzie tyle o niej wiadomo. Dziewczyna bardzo szybko orientuje się, że Anglia pozbawiona jest dla niej widoków na przyszłość i dlatego właśnie postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Pierwszą i najważniejszą decyzją okazuje się podróż do Europy. Powzięty zamiar jest dowodem niesamowitej odwagi i determinacji z jej strony ponieważ, rzuca się ona na głęboką wodę jaką jest obcy kraj, bez znajomości języka, z dwudziestoma funtami w kieszeni.
Po wyczerpującej podróży, Lucy nie bez przeszkód dociera na pensję niejakiej Madame Beck w Villette. Dowiaduje się o tym miejscu zupełnie przypadkiem i próbuje tam pierw swego szczęścia. W wyniku szczęśliwego zbiegu okoliczności zostaje przyjęta jako bona dla dzieci Madame, która dodatkowo jest właścicielką szkoły z internatem dla dziewcząt. Mądra i bystra Lucy dość szybko zyskuje sobie przyjaźń Madame Back, za co ta wynagradza ją awansem na stanowisko nauczycielki angielskiego.
Budynek szkoły, w którym niegdyś mieścił się żeński klasztor posiada dość interesującą historię. Po upływie paru miesięcy Lucy spostrzega, że każdy jej ruch jest przez kogoś obserwowany. Wkrótce okazuje się także, że szkołę nawiedza duch zmarłej mniszki, który nęka wizjami pensjonarki. Usiłując rozwiązać zagadkę zostaje wplątana w wydarzenia z pogranicza świata materialnego i duchowego.
Villette to powieść głęboko psychologiczna, skupiająca się na dogłębnej analizie przemyśleń i obserwacji głównej bohaterki. O samej Lucy Snow wiadomo niewiele. Wiemy, że jest brzydka i niezamożna przy czym wyposażona w przenikliwy umysł, cicha oraz niepozorna. Autorka natomiast dość szczegółowo opisuje postacie drugoplanowe. Robi to niezwykle umiejętnie co sprawia, że wydaje nam się iż mamy do czynienia z ludźmi z krwi i kości. Akcja dramatu toczy się niespiesznie i muszę przyznać iż nieco rozczarował mnie fakt braku wątku zakazanej miłości pomiędzy bohaterką a pewnym profesorem poznanym na pensji. Miała takową przeżywać z uwagi na zawarcie w powieści wątków autobiograficznych.
Historia dość ciekawa, trudna w odbiorze ze względu na poruszany temat religijny, co niektórych czytelników, w tym mnie strasznie nudziło. Była to pierwsza i ostatnia tego typu powieść w dorobku autorki. Nie stanie się ona moją ulubioną właśnie przez monotonne opisy, a przede wszystkim dlatego, że nie polubiłam zupełnie postaci Pauliny czy Dr. Grahama mimo iż zostały świetnie nakreślone. W moim odczuciu byli niezwykle infantylni i malostkowi, podobnie zresztą jak postać panny Ginevry. Udało się autorce nieco namieszać i wyprowadzić mnie w pole ponieważ byłam przekonana, iż Lucy żywi uczucie do Dr. Grahama i przyznam, na początku im kibicowałam nie poznawszy go bliżej. Później obawiałam się już, że Lucy urodzona jest pod pechową gwiazdą, co okazało się nie do końca prawdą, bowiem na jej drodze niespodziewanie staje miłość w postaci Monsieur Poula, który niezmiernie mnie denerwował i niczym nie zdołał zdobyć mojej sympatii, ponadto nie został dobrze opisany, przez co trudno było go sobie wyobrazić i figurował w mojej wyobraźni jako kurdupel z poetycką duszą, zimny i wyrachowany. Był on w prawdzie profesorem, lecz tego jak potoczą się ich losy w ogóle się nie spodziewałam i nie tego oczekiwałam. I co należy zauważyć - to nie był żaden romans!
Koniec powieści będzie zupełnie nieprzewidywalny, w żadnej mierze nie usatysfakcjonował i nie zaspokoił kłębiących się domysłów. Odkładam Villette z mętlikiem w głowie. Mimo wszystko warto przeczytać, warto zapoznać się z ostatnią powieścią autorki, chociaż kłóci się ona w moim przekonaniu z opinią najlepszej powieści. Tej pozycji nie można odmówić kunsztu, głębi, pięknego języka czy wybitnego opisu emocji. Na tym polu jak zwykle twórczyni wypadła doskonale.