Co myślisz o wznowieniach książek?
Ja jestem ogromnie Wdzięczna za to, że ktoś podjął się wydania wielu cudownych historii, które są ponadczasowe i starzy ją się bardzo ładnie, na nowo. Jednym z takich wznowień jest seria „kroniki świata wynurzonego”. Po raz pierwszy w Polsce ta seria miała przyjemność gościć już 15 lat temu. To wtedy też autorka, która była młodą pisarką, zasłynęła na całym świecie i książki był sprzedawany w 1 000 000 egzemplarzy, co na tamte realia jest naprawdę bardzo wybitnym osiągnięciem. Ja sama wtedy nie czytałam jej książek, ale czaiłam się na nie od dawna ze względu na to, że były tak popularne. I z tego co mi się wydaje, jest traktowana jako jedna z pierwszych takich naprawdę dobrych fantastyk na polskim rynku, które polskie nie są. Ale czy mnie się podobała?
Przeczytałam na chwilę obecną dwa tomy i jak na razie bawię się umiarkowanie. Przy okazji czytania tej serii przypomniałam sobie, że czytałam inną serię tej autorki, która nigdy w Polsce do końca nie została wydana. A mianowicie „królestwa Nashiry”. Która też byłam kawałkiem świetnej fantastyki.
I dziś chciałabym wam opowiedzieć tak zbiorczo o tej serii i co mi się podobało, a co nie.
Reklama - wydawnictwo Videograf
Dzięki przeczytaniu tej serii mogłam znów poczuć się jak taka mini wersja mnie, która hurtowo wypożyczała książki z biblioteki.
Historia opowiada o Nihal, czyli ostatnim pół elfie na świecie, tylko że ona nie jest tego świadoma. Mamy to też realia nadchodzącej wojny, I temu, że nasza główna bohaterka od zawsze chciała w niej uczestniczyć, bo uważała, że jest w tym dobra. Fabularnie mamy tutaj młodą dziewczynę, która dąży do tego, aby zostać wojowniczką i jakie sobie pomyślę, że to jest historia na początku lat dwutysięcznych to od razu mi się kojarzy z serialem Xena: Wojownicza księżniczka albo książką „eon”.
W tej książce bardzo podobała mi się ponadczasowość i to, że taka fantastyka się nie starzeje, to znaczy podobnie jak hobbit czy władcy pierścienia wszystko zostały wykreowane w nowym świecie. My nie możemy mówić o tym, że tam technologia się starzeje albo że ci bohaterowie źle myślą, bo to jest totalnie wymyślony świat, który rządzi się swoimi prawami i my jako czytelnicy musimy dostosować się do tych praw. Inaczej ma się sprawa w przypadku Urban fantasy, które nie do końca może dział się na własnych zasadach będąc w naszym realnym świecie, dlatego mam wrażenie, że trudno jest napisać świat tak, aby wszystko w nim grało.
Mamy tutaj ciekawy świat, który jest wykrywana od podstaw, a jednocześnie nie jesteśmy wrzuceni na głęboką wodę. Ja, jak wiecie, nie znoszę długich i niepotrzebnych opisów. Dla mnie drzewo różane to drzewo różane, a nie milion ozdobników, dlatego podobało mi się to, w jak krótkich zdaniach było wszystko opisane.
I jak nieraz już mówiłam, że ja raczej nie lubię fantastyki, która jest osadzona w takiej nie współczesności, tak tutaj no mi nie przeszkadzało. Mieliśmy na tyle spoko bohaterów i fabułę, że realnie wolałam się skupić na tym co oni przeżywają i jak sobie radzą niż na świecie, w którym są.
Jednak pomimo tego, że historia mi się nawet podobała jako całokształt, to ma też pewne minusy, których ja nie potrafię wybaczyć. Chyba taki najważniejszy to język, jakim jest pisana, jest taki strasznie infantylne i ewidentnie ma trafić do młodszego odbiorcy, co sama historia dla dzieci nie jest dobra. Myślę, że bardziej dla nastolatków, ale osoby, które mają naście lat bądź irytować to, jakie padają tu zwroty.
I też minusem są niestety bohaterowie, a przeważnie główna bohaterka. Jest to typ dziewczyny, której wszystko się udaje, jest idealna, wszystko ma pod kontrolą, że wszyscy bohaterowie ją lubią, a reszta jest taka odepchnięta. Ja mam z tym problem, bo pomimo tego, że lubie kiedy bohaterem się wszystko udaje, ale czasami niektóre rzeczy przychodziły, aż za łatwo patrząc na to, jaką otoczką budowane były te wydarzenia. I Nihal jako bohaterki ja nie polubiłam, bo na początku jest taką małą dziewczynką, która jest strasznie wredna, taka napompowana, że wszystko jest dla niej, wszystko musi być idealne, ale jak coś nie jest po jej myśli, to się obraża. I ok później ona dorasta na kobietę, która no jest już duży odważniejsza pewniejsza i pewniejsza siebie, ale niestety z tą małą Nihal trochę musimy się męczyć.
Muszę też wspomnieć o wątku romantycznym, który dla mnie miał podstawy, ale według tego co się między bohaterami działo, to ten wątek dopiero powinien się pojawić w następnym tomie, a nie teraz, bo właśnie przyszło to za łatwo i za szybko.
Co do drugiego tomu tutaj jest już słabiej. Nihal jako pierwsza na świecie staje się kobietą rycerzem-rycerką(?).
Spadek formy w tej książce jest bardzo wyczuwalny, bo mamy dynamikę i fabułę, ale ci bohaterowi nie daje z siebie 100%. Zdaje sobie sprawę z tego jak to brzmi, ale tu nie ma ognia! Mam dość bohaterów. I to głównie z winy Sennara. Rany, jaki on jest okropny, strasznie pewny swoich racji, której nie ma. Jest takim ostatnim liskiem na gałązce na wietrze, gdzie go porwie, tam poleci. Patrząc w kontekście tego, jaki miał być i co miał robić, no to wychodzi naprawdę kiepsko. I tak jak bardzo często w fantastyce trafia mi się, że początek jest szalenie ciekawy i zakończenie także, to środek jest powolny i mozolny, tutaj też tak jest. Więcej gadali, niż coś robili, a i tak nie przybliżyło to nam ich relacji.
I niestety widać niedopracowanie patrząc na to, jakie książki powstają teraz i ją z tyłu głowy dalej to jest naprawdę starsza książka. Jest to seria spoko, przeczytasz, może będziesz bawił się dobrze, ale szybko o niej zapomnisz.
Myślę, że te oba tomy są dla mnie takim średniaczkiem, ale i jednocześnie rozrywką, którą teraz potrzebowałam. Ja wam tej serii nie mogę polecić, ale jednocześnie nie będę jej odradzać.
Myślę, że na spokojnie takie 3/5 - chętnie zabiorę się za trzeci tom.