Książka, która samym swoim tytułem wzbudziła moją ciekawość. Czekałam, aż będę miała możliwość ją przeczytać, no i w końcu to nastąpiło. Nigdziebądź trafiło w moje ręce i urzekło w stopniu, którego się nie spodziewałam.
Richard Oliver Mayhew postanawia wyjechać do Londynu, do pracy. W wieczór przed wyjazdem, w trakcie pożegnalnej imprezy, wychodzi z pubu, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Spotyka wtedy miłą staruszkę, która wypowiada prorocze słowa - "Wszystko zaczyna się od drzwi". Bohater nie wie jak ma traktować tę informację, jednak dziękuje staruszce za ostrzeżenie. Gdyby tylko o tym pamiętał...
W Londynie życie Richarda toczy się spokojnym torem. Po trzech latach pobytu ma tam pracę, narzeczoną Jessicę i przyjaciół. Jeden wieczór zmienia to wszystko diametralnie. Po drodze na kolację z szefem narzeczonej, napotyka ranną młodą dziewczynę. Wbrew naleganiom Jessiki zabiera ją do swojego mieszkania, aby się nią zaopiekować. Jest to dość niezwykła osóbka o nadzwyczaj osobliwym imieniu, Drzwi. Nasz bohater musi wezwać do niej pomoc w dość nietypowy sposób, podróżując przez kanały i inne niezwykłe miejsca Londynu, którego dotąd nie znał. Później, kiedy ona i Markiz de Carabas odchodzą swoją drogą, wszystko powinno wrócić na swoje miejsce - powinno, ale tak się nie dzieję. Jessica zrywa zaręczyny, ludzie przestają go dostrzegać, a on sam nie wie co ma zrobić w takiej sytuacji. Po jakimś czasie, kiedy odkrywa, że nie potrafi żyć jak dawniej, postanawia odszukać Drzwi - tak trafia na dłużej do świata Londynu Pod, pełnego czyhających na niego i jego towarzyszy niebezpieczeństw.
Sięgając po tę pozycję nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Tekst na tylnej okładce głosił:
"Bardzo straszna. Bardzo śmieszna. Bardzo osobliwa."
Teraz wiem, że to jedno zdanie "Bardzo osobliwa." to idealne podsumowanie tej książki. Autor wprowadza czytelnika w niezwykły świat, pełen cudów i dziwów, osobliwych postaci i zachowań. Tak do końca, to nie wiem czego się spodziewałam, ale to, co znalazłam, okazało się zdecydowanie lepsze. Książkę czytało mi się powoli, aczkolwiek przyjemnie i bez zmuszania się do tego. Można ją było odłożyć na bok, zastanowić się nad tym, co właśnie się przeczytało, a po jakimś czasie ponownie po nią sięgnąć i czytać z równym zaciekawieniem. Dopiero na końcówce książki nie mogłam wypuścić jej z rąk, złakniona tego, co ma nastąpić.
Książka ta nie była przewidywalna w najmniejszym stopniu - przynajmniej dla mnie. Byłam zaskakiwana wiele razy, zarówno przez samą fabułę, jak i dość niezwykłe postaci. Zbirów, jak pan Croup i pan Vandemar, nie znajdziemy nigdzie indziej. Także Stary Bailey, równie niezwykły mieszkaniec Londynu Pod, który wolał żyć nad wszystkim i wszystkimi, za towarzyszy mając swoje ukochane ptaki.
Przedstawiona w tej książce historia ukazuje, jak nudne może być nasze życie, które prowadzimy. Przeżyte przygody odmieniły głównego bohatera i jego spojrzenie na otaczający go świat. W pewnym momencie obawiałam się, że autor tworząc takie, a nie inne zakończenie, wszystko zepsuje, jednak cierpliwość jest cnotą, o czym przekonałam się i tym razem. Z pewnością sięgnę także po inne pozycje tego autora, spragniona tej niezwykłości, jaką zostałam uraczona przy lekturze Nigdziebądź.
Książkę polecam każdemu, kto szuka lektur niepodobnych do innych. Myślę, że zarówno starsi, jak i młodsi czytelni znajdą w niej coś dla siebie. Ja na pewno jeszcze do niej wrócę, aby przeżyć te niesamowite chwile na nowo.