Na książkę Anny Marii Jaśkiewicz trafiłam dzięki mojej siostrze. Gdy czytała jedną z książek wydawnictwa Promic trafiła na reklamę kilku pozycji wydawnictwa na końcu powieści. Opis zaciekawił nas obie, więc gdy tylko nadarzyła się okazja sięgnęłam po "Przeczekać ten dzień". Zajrzałam na skrzydełko okładki i co widzę? Autorką jest dziewczyna, która jest ode mnie rok młodsza. Automatycznie nastawiłam się do tej książki jako kiepskiego debiutu pisanego przez nastolatkę bez warsztatu pisarskiego, która będzie rzucać mądrymi sformułowaniami, a książka będzie mnie męczyć. W tym momencie muszę napisać, że moje oskarżenia co do autorki były niesłuszne, bo mimo młodego wieku napisała coś naprawdę niezwykłego.
"Nie wiem kiedy zasnąłem. Pamiętam tylko przerażającą ciemność, napierającą ze wszystkich stron..."
Bohaterem powieści jest nauczyciel języka polskiego w szkole średniej. Karol jest wdowcem, który ciągle nie może się pogodzić ze śmiercią żony i z tym, że nie było go przy niej gdy tego potrzebowała. Pewnego dnia mężczyzna stwierdza brak kalendarza, w którym zapisywał najważniejsze rzeczy. Odnajduje go na jednej z ławek w szkole, a na piątkowej dacie widzi informację, że tego dnia umrze. Życie nauczyciela wywraca się do góry nogami, nie wie jak sobie poradzić z taką szybką perspektywą śmierci. Temat śmierci jest również obecny w jego programie nauczania, więc dzień w dzień porusza go ze swoimi uczniami. Karol powoli zaczyna rozliczanie z ziemskim życiem...
Powiem tak: nie tego się spodziewałam. Nie mam zbyt dobrej opinii o swoim pokoleniu, więc tym bardziej byłam zdziwiona sposobem pisania i spojrzenia na trudne sprawy, jaki prezentuje Ania. Język jest dobry, chociaż momentami autorka wkłada w usta młodych bohaterów zbyt mądre spostrzeżenia, które z tego co pamiętam raczej nie padały z ust moich kolegów z klasy. Troszeczkę męczące jest też wplatanie mnóstwa tekstu dotyczącego śmierci, który byłby odpowiedni na długie wypracowanie. Autorka dodała do tekstu kilka wierszy, które nawiązują do tematyki książki. Powieść jest podzielona na części oznaczone kolejnymi dniami tygodnia.
Akcja powieści toczy się w teraźniejszości, w roku 2012, więc czytelnikowi jest łatwiej utożsamić się z wydarzeniami i głównym bohaterem. Książka liczy niewiele ponad 150 stron, więc nie jest to lektura długa, ale zawiera w sobie najważniejsze elementy.
Co bardzo mi się podobało? Wątek dotyczący byłej uczennicy Karola. Czego mi brakowało? Jasnego zakończenia. Ostatnia scena jest tak bardzo zamotana, że dopiero po dłuższej chwili domyśliłam się jaki był koniec.
No cóż, osobiście podziwiam Annę Marię Jaśkiewicz za to, że nie schowała swojego tekstu do szuflady tylko zdecydowała się pokazać go światu. Nie znam się na tym, ale myślę, że ta dziewczyna ma szansę wybić się spośród młodych, polskich, zdolnych autorów i zaistnieć na rynku wydawniczym, gdyż już jej debiut jest na wysokim poziomie, a mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Książka zmusiła mnie też do refleksji, do której i Was zachęcam. Co byście zrobili jeśli byście się dowiedzieli, że zostało Wam tylko kilka dni życia? Szaleństwo, zabawa, brak hamulców, imprezy czy raczej spokojne spędzenie tego czasu na rozmyślaniach jak to będzie, gdy Was zabraknie? Czy poświęcilibyście ten czas na to, aby rozliczyć jakieś stare sprawy jak zrobił to Karol?
Moja ocena: 9/10