Po moim bardzo udanym powrocie do cyklu Mroczne umysły nie mogłam doczekać się rereadu części drugiej, czyli Nigdy nie gasną. Przyznaję, że miałam pewne obawy, ponieważ za pierwszym razem tom drugi mnie rozczarował. Jak wyszło tym razem? Czy mogę powiedzieć o tej pozycji więcej dobrego? O tym w recenzji poniżej.
Ruby nigdy nikogo nie prosiła o umiejętności, jakie przyszło jej posiadać. Z pewnością, gdyby znała ryzyko, jakie się z tym wiąże — w życiu nie prosiłaby się o bycie pomarańczową. Umiejętności te sprawiają, że nastolatce żyje się ciężej i stale musi uciekać przed ludźmi, którzy pragną posiąść ją i jej moce. Teraz chce zebrać grupę tych, którzy jeszcze zostali i sprawić, by razem z nią przystąpili do walki ze skorumpowanym rządem. Kiedy przez przypadek poznaje niebezpieczny sekret, musi opuścić Ligę Dzieci i odnaleźć Liama Stewarta. On jeden zna prawdę o chorobie, która wywołała ten chaos i to on jeden jest tym, którego Ruby kochała.
Zaczynając tę książkę, miałam nadzieję. Po cichutku liczyłam na to, że tym razem zdołam się zaangażować w tę historię na tyle, bym mogła powiedzieć, że jest to rewelacyjna kontynuacja historii Ruby i pozostałych dzieciaków, które znajdują się w ogromnym niebezpieczeństwie. Los jednak nie chciał, by tak się stało... Część książki sprawiła, że w pewien sposób czułam się znudzona, choć muszę przyznać, że większość przeczytanej przeze mnie treści skutecznie podtrzymywała moją uwagę przy sobie.
Ruby po raz kolejny pokazała mi, że jest warta mojej sympatii i potrafi zawalczyć nie tylko o siebie samą, ale i o tych, na których jej zależy. Momentami wzbudzała moją irytację swoją nadgorliwością, która często okazywała się niepotrzebna lub wręcz utrudniająca funkcjonowanie, ale z drugiej strony rozumiem, dlaczego postać ta postępowała właśnie w ten sposób. Ostatecznie nie mogę powiedzieć o niej nic więcej negatywnego, bo jest w tej postaci po prostu coś takiego, co sprawia, że Ruby całkowicie trafia w mój gust.
Akcja powieści skupia się na Lidze Dzieci, na opracowywaniu planu postawienia się skorumpowanemu rządowi, który tylko czeka na okazję, by pochwycić w swoje szpony wszystkie niezwykłe dzieciaki (oczywiście w celu wykorzystywania ich do swoich własnych celów, bo przecież jaki inny powód mógłby tutaj istnieć?) oraz na samych dzieciakach, które próbują po prostu przetrwać w tym szalonym świecie, w którym nie mogą być sobą. Zamysł tej powieści oceniam naprawdę dobrze, ponieważ autorka naprawdę ciekawie prowadzi tutaj swoich bohaterów i stawia na ich drodze zaskakujące zwroty akcji. Jednak wciąż... czegoś mi tutaj zabrakło, tej iskry, która roznieciłaby w moim sercu prawdziwy ogień i sprawiła, że całkowicie pokochałabym tę książkę.
Nigdy nie gasną to nie jest zła książka. Ona jest naprawdę dobra i naprawdę wciągająca, tylko ja nadal jestem pod wrażeniem pierwszego tomu, który świetnie wprowadza nas w całą tę historię, przez co mam wrażenie, że kontynuacja wypada dosyć blado, po prostu. Przede mną jeszcze dwie książki z tego cyklu, więc mam nadzieję, że ich lektura sprawi, że Mroczne umysły staną się jednym z moich ulubionych cykli.
Jeżeli kochacie wszelkie dystopie, w których głównymi bohaterami są młodzi ludzie walczący o swoją niezależność i bezpieczeństwo, to obie te książki mogę Wam polecić. Bo one są po prostu dobre i warte poznania. Poza tym ci, którzy pragną powrócić choć na chwilę do młodzieżówek królujących w 2015-2016 roku, podczas poznawania tych książek Alexandry Bracken mogą poczuć przypływ nostalgii.