Wiele powieści pojawiło się w ostatnich miesiącach dotyczących walki z pandemią koronawirusa. Jednak Niewidzialny front to zapiski z pierwszej linii walki z wirusem. Otrzymujemy relację, której autor, a zarazem bohater, jest bezpośrednim uczestnikiem. To on walczy z niepokonanym złem, które zjawiło się niespodziewanie nie tylko w naszym kraju, ale i na świecie. To on codziennie stawia czoła coraz to nowym i nagłym objawom tej choroby, to on diagnozuje i leczy, nie bacząc na swoje zdrowie. Dla niego najważniejszym celem jest uratowanie każdej chorej osoby. Ale nie jest to łatwe, gdy na drodze staje cała machina biurokracji, podziałów między szpitalami, ustalania kategorii lecznic, segregowania pacjentów. Traci niepotrzebnie czas i energię na przekomarzanie się z dyspozytorami pogotowia, by walczyć o możliwość przyjęcia chorych przez dany szpital. Niewyobrażalne, ale bardzo prawdziwe i smutne. Dla mnie, osoby będącej z drugiej strony tej walki, niewiarygodne.
Tomasz Rezydent, młody lekarz, pracuje w szpitalu jednoimiennym, który na początku epidemii otrzymał taki status. Większość oddziałów została przekształcona w oddziały zakaźne i covidowe. I wszystkich … niezależnie co ich boli, dyspozytorzy kierują do tego szpitala. A jak tylko pacjent wspomnie, że ma gorączkę, to cel podróży wiadomy. Szpital jednoimienny. Znaczna część pacjentów nigdy nie powinna do tego szpitala trafić, ale bałagan organizacyjny sprawił, że właśnie tam trafili. Często marnowano bardzo cenne minuty ich życia, które w nagłym postępie choroby są na wagę złota. Ale to się w tym chaosie nie liczyło. Brak organizacji, wielogodzinne dyżury, zamieszanie z oddziałami, ale i złe chęci i brak dobrej woli ze strony niektórych medyków potęgowały tylko ten nieład i utwierdzały w przekonaniu, że nasze szpitale są przygotowane na epidemię tylko w teorii. Praktyka prezentuje zgoła odmienny obraz. Smutny i przerażający. Jestem przekonana, że żaden pacjent nie chciałby być leczony w takiej atmosferze. Autor zdaje nam relacje, dzień po dniu, z piekła pandemii, z centrum walki z tym niewidzialnym i brutalnym wrogiem.
„JAKOŚ”. To słowo opisuje wiele kwestii w polskiej ochronie zdrowia. Jakoś się zrobi, jakoś się grafik załata, jakoś to będzie ...”
Bohater i inni lekarze z jego szpitala walczą z wirusem COVID-19, czują się odpowiedzialni za innych ludzi, swoją pracę traktują jak życiową misję. Nie liczy się ich szczęście, realizacja własnych życiowych marzeń i priorytetów zostaje odłożona w czasie, to nie jest czas na bycie szczęśliwym. To czas na pokonanie wroga, który atakuje ludzi zarówno starszych, jak i młodych, zdrowych i chorych. On nie ma jednego obiektu zainteresowań, każdy z nas jest na jego celowniku. Każdy może być jego ofiarą, niezależnie od płci i wieku.
Niewidzialny front to historia bardzo nam bliska i prawdziwa, na wyciągnięcie ręki. Nie jest ona wytworem wyobraźni autora, ale efektem obserwacji otoczenia, bliskich i znajomych. Lekarze – będąc w samym centrum tego piekła – nie poddają się, walczą z wirusem, codziennie ratują setki ludzkich istnień, ale też ponoszą porażki. Wiadomo, że nie każdego uda im się uratować. Wtedy czuje się ból i gorycz porażki, pacjent odszedł, pomimo, że z wszystkich sił starali się utrzymać go przy życiu. Wszyscy lekarze są bohaterami, należy im się wielki szacunek i pokłon. To oni są na pierwszej linii frontu, to na nich pacjenci się wyżywają za wszelkie porażki i niepowodzenia, to oni zbierają wszystkie obelgi i złości. Ale się nie poddają, pracują po kilkanaście godzin dziennie, dla nich każde uratowane życie to dar od Pana, to nagroda za ciężką pracę i bezgraniczne poświęcenie.
Ta lektura nie jest łatwa, chociaż świadomość, że mamy takich lekarzy jak Tomasz Rezydent napawa optymizmem i nadzieją. Zderzamy się z trudnym przeciwnikiem, którego nie wiemy jak można pokonać. Czy jednak musimy się przyzwyczaić z nim żyć? Czy on nie da nam spokoju? Nie wiem, myślę, że niewielu jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Ta lektura skłania do głębokich refleksji i przemyśleń, do zastanowienia się nad naszym dotychczasowym sposobem życia, ciągła pogonią za czymś nowym i lepszym. Czy warto? Jak obrazują ostatnie miesiące przyzwyczajenia można zmienić, można się zatrzymać i mieć chwilę dla siebie i dla bliskich. Nie warto gonić, to czas nam dany, który trzeba obowiązkowo dobrze i mądrze wykorzystać. To nie jest łatwe, ale warto spróbować.
Po lekturze tej powieści każdy powinien zweryfikować swój system wartości i szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest w życiu najważniejsze. Jestem pewna, że historia opisana przez autora sprawi, że odpowiedź nie będzie sprawiać ci problemu.
Zachęcam do sięgnięcia po tę prawdziwą relację z pierwszej ręki. Dla niedowiarków otworzy oczy i uzmysłowi, że z tym wirusem to tak naprawdę nie ma żartów. Jest, sieje niepokój i spustoszenie, i przez niego umierają ludzie w różnym wieku, nie tylko starsi, młodych też nie oszczędza.
Warta uwagi, zwłaszcza, że cały czas jesteśmy w centrum pandemii, która nie ma zamiaru nas opuścić. Zadomowiła się u nas na dobre. Polecam gorąco. Szczera i realistyczna.