Pogodna, kolorowa okładka książki Stevena Rowleya pt. Gujcio według mnie spłyca pouczającą, głęboką treść, jaką niesie powieść. Trzy najważniejsze tematy, które porusza, to stereotypy dotyczące homoseksualistów, żałoba po stracie bliskiej osoby i znaczenie, jakie w życiu każdego z nas odgrywa rodzina. To solidna i mądra powieść obyczajowa, którą czyta się szybko i niełatwo zapomina.
Tytułowy Gujcio to przydomek, jaki otrzymał Patrick O’Hara od dzieci, którymi się opiekuje. Wujcio-gej, bo to w gruncie rzeczy oznacza „Gujcio”, jest aktorem w stanie spoczynku. Odcina kupony od dawnej popularności, mieszkając we wspaniałej rezydencji na pustyni, mając za sąsiadów trójkę innych gejów żyjących pod jednym dachem. Właśnie zmarła jego najbliższa przyjaciółka, Sara, a jej mąż, a jednocześnie brat Patricka, musi przejść trzymiesięczną kurację odwykową, by w pełni świadomie zająć się dziećmi – dziewięcioletnią Maisie i sześcioletnim Grantem. W czasie jego terapii to Patrick będzie się nimi zajmował.
Szybko okazuje się, że obecność dzieci ma terapeutyczny wpływ również na Gujcia. Konieczność towarzyszenia im w trudnej drodze żałoby sprawia, że mężczyzna zaczyna rewidować swoje poglądy na temat życia. Odkrywa, że samotność, którą sam sobie zagwarantował w odludnej rezydencji, jest próbą ucieczki od konsekwencji straty, jakiej doznał wraz ze śmiercią ukochanego. Samotność, która ciągnie się latami. Niewypłakany ból doprowadza do tego, że Patrick nie dopuszcza do siebie ludzi i zawiesza karierę. Jednocześnie ten osobisty dramat sprawia, że doskonale rozumie potrzeby dzieci pozbawionych matki na zawsze. Wie, jak im pomóc, a jednocześnie uczy się, jak pomóc sobie.
Gujcio jest pełen przemyśleń dotyczących znaczenia rodziny, w której często dochodzi do kłótni i nieporozumień, a która jednak zawsze jest wsparciem. Przy czym nie jest ważne, kto tę wspólnotę tworzy, bo znaczenie ma tylko miłość i akceptacja.
Gujcio jest też książką o homoseksualistach. Z jednej strony podtrzymuje pewne stereotypy na ich temat, a z drugiej ukazuje niesprawiedliwość i brak zrozumienia, jakich doświadczają ze strony heteroseksualnych. Przesadne dbanie o wygląd, ubieranie się w domu w sukienki, zbyt kobiecy głos i charakterystyczną manierę przypisujemy wizerunkowi geja. Steven Rowley wszystko to opisuje, nie zapominając o emocjonalnej stronie ich życia i zwyczajnych ludzkich potrzebach, które towarzyszą każdemu.
Jednocześnie Patrick jest przesympatyczną postacią. Jego dystans, poczucie niezależności i wrażliwość sprawiają, że nie można go nie lubić. Mądrość, jaką w postaci złotych rad przekazuje swoim podopiecznym, nie tylko uczy, ale i bawi. Dzięki uważności i skupieniu na drugiej osobie jest w stanie bezbłędnie wykryć dręczące ją problemy i im zaradzić.
Mimo że Gujcio traktuje o żałobie i przemianie, nie jest historią smutną. Patrick z pełną odpowiedzialnością i zaangażowaniem przyjmuje wyzwanie wychowania dwójki dzieci. Choć to droga wyboista i trudna, to jednocześnie pełna komizmu. Wiadomo przecież, jak bardzo sześciolatek potrafi zamęczać opiekuna abstrakcyjnymi pytaniami, jak zmienne mogą być jego nastroje.
Książka aż się prosi o ekranizację. Jest w niej coś filmowego. Autor napisał poszczególne sceny w taki sposób, że można je niemal zobaczyć. Miejsca, postaci i gesty zostały przedstawione plastycznie i z łatwością można je przerobić na scenariusz filmowy. Również dialogi, pełne trafnych ripost i dowcipu, nie pozostawiają wiele do życzenia. Myślę, że doświadczenie zawodowe Stevena Rowleya w scenopisarstwie mogło mieć na to wpływ.
Uwielbiam takie słodko-gorzkie historie. Gujcio oferuje dobrą zabawę i zmusza do refleksji nad tym, co w życiu ważne. Został napisany z lekkością, dowcipem i ogromną wrażliwością. Porusza trudne tematy, ujmując im jednocześnie ciężaru. Tak wysoka jakość w literaturze obyczajowej jest rzadkością.