Tematyka jak z amerykańskich filmów, tylko z dużo wolniejszym przebiegiem akcji. Thriller, już z gatunku, powinien przyprawić nas o dreszcze, a ja szczególnie wielkich emocji z uwagi na fabułę nie przezywałam. Napięcie.. hmm.. to przy okazji zetknięcia z innymi książkami było. Tutaj wysypuje swego rodzaju miałkość.
W wielu momentach miałam ochotę pchnąć tok zdarzeń do przodu choćby mówiąc szanownej bohaterce, żeby się ogarnęła. A nie miało to nic wspólnego z jej traumą po stracie męża. Niewiarygodne, że osoba wykształcona, mająca częsty kontakt z sądem, policją, rożnymi stanami psychoz pacjentów klinicznych, nie widzi potrzeby poinformowania kogokolwiek po stwierdzeniu faktu, iż ma wkłucia na ramieniu. Po tym, jak kilka miesięcy wcześniej mąż został zamordowany,teraz wypadają jej z pamięci zdarzenia całego tygodnia (sama została napadnięta/uprowadzona), odkrywa, że była faszerowana nieznanymi substancjami i nie robi nic, jak tylko przywozi dzieci do domu. Robi to bez głębszych przemyśleń, że coś może im grozić. Nie informuje o niczym policji, przełożonego, znajomych z pracy czy dalszej rodziny tylko, od tak, postanawia to bagatelizować.
Cały czas odnosiłam wrażenie, iż Aleksandra żyje w oderwaniu od ludzi, zdrowych kontaktów z innymi. Taka kreacja głównego bohatera nie dodaje wiarygodności powieści, a tym bardziej samej bohaterce.
Do tego w powieści dzieje się, bo co parę stron autorka wyciąga kolejnego królika z kapelusza i mamy tyle elementów, że można by stworzyć kilka niezależnych opowieści.(Mogłaby tez wyjść jedna dobra, no ale cóż..) W takich przypadkach odnoszę dziwne wrażenie, iż autor chce odwrócić moją uwagę. Ale nie ze względu na to, bym za szybko nie odgadła sprawcy, a tylko po to, by mydląc oczy niezauważenie przeprowadzić mnie przez niedopracowaną intrygę. Choć nie wiem czy bardziej nie powinnam się czepiać samego przedstawienia bohaterów.
Mam świadomość, że psycholog kliniczny to tez człowiek, a nie superinteligentna jednostka, tylko przez pryzmat wykonywanego zawodu. Jednakże Aleksandra Wilk zachowuje się bardziej jak pracownik sklepu. Chociaż.. Nie, to błędne porównanie, bo sklepowe, szczególnie z dłuższym stażem pracy, będą nawet lepiej orientować się w psychologicznych aspektach klienteli, będą rozpoznawać potrzeby stałych klientów. Można sobie lepiej poradzić w temacie oceniając zachowanie kogoś, z kim stykamy się pierwszy raz, niż przedstawiane orientacje pani Wilk co do motywów postępowania ludzi. Po kilkunastoletnim pożyciu małżeńskim okazuje się ,że nawet bliskiego człowieka nie znała. Wygląda jakby poświęcała na relacje z najbliższymi najwyżej parę minut dziennie. Zresztą, to jak prowadzi wywiady z pacjentami też nie wnosi nic dobrego do jej oceny jako profesjonalistki.
Co dziwne, w pewnym momencie przychodzi złość na zmarłego, ból po odkryciu drugiego dna jej związku, ale nie żeby dała przejąc kontrole nad zdarzeniami jednostkom ścigania, bo przecież ona sama, niczym agentka, będzie pędem ruszać przez miasto na skinienie szantażysty. Totalnie ignorując fakt, że ma kilkuletniego syna i nastoletnią córkę, którym może grozić w tym czasie niebezpieczeństwo. Powiedzmy, że to pod wpływem chwili.
Sposób pisania nie koniecznie przekonuje mnie, do tego bym miała nazwać "Grę pozorów" mianem dobrej literatury sensacyjnej. A może to samej treści jest za mało, jak na tak pogmatwaną sytuację? Wątki są zdecydowanie nie dopracowane. Sama dokładnie nie wiem, co mnie bardziej uwiera, bo na pewno w tworzeniu sylwetek postaci Joanna Opiat-Bojarska nie jest mistrzynią. Po wcześniejszym zapoznaniu się z "Blogostanem" miałam nadzieję, ze wątek sensacji wprowadzony do powieści nada książkom autorki wyraźniejszy rys. Niestety. O ile w "Blogostanie" mogłam uwierzyć w celne założenia piszącej, że tak musi być, iż wypowiada się w niej młoda osoba i sposób w jaki to robi, jakich używa do tego słów uwiarygodniają jej postać, o tyle w przypadku "Gry pozorów" nie ma o tym mowy. Język wypowiedzi, czy to w dialogach czy przemyśleniach bohaterów jest mierny, często ocieramy się o powtarzalność całych zwrotów albo samych epitetów. Wywoływane emocje u poszczególnych postaci nie mają pokrycia z zaistniałymi sytuacjami, są albo zbyt mocne albo zupełnie nie adekwatne do tego co się dzieje.
Bardzo mi przykro, ale w "Grze pozorów" zawodzi dużo więcej aspektów dotyczących i budowania sylwetki bohaterów, i kreowania niebezpiecznej rzeczywistości, jak i kompleksowo dopracowanej fabuły, niż w mającej jeszcze ręce i nogi, typowo obyczajowej powieści "Blogostan". Słaby warsztat, brak rzetelności w opisywanych sytuacjach i tworzeniu psychologicznej podbudowy bohaterów powoduje powstawanie tylko takich miernot.