Nie zliczę już ile razy zachwycałam się na blogu twórczością Camilli Läckberg. Tym razem sięgnęłam po piąty tom jednej z moich ulubionych serii. Nie obawiałam się zawodu, gdyż te kryminały są pewne jak Kevin w Boże Narodzenie - zawsze jestem oczarowana. Tak było i tym razem.
W Niemieckim bękarcie ponownie wracamy do malowniczej Fjällbacki - niewielkiej miejscowości położonej w Szwecji. Podejrzewam, że ma tam miejsce największa ilość morderstw na świecie w stosunku do liczby mieszkańców. A tak na poważnie, to myślę, że zarówno ja, jak i inni fani twórczości Läckberg dawno już wybaczyli jej to samo miejsce akcji, bowiem Fjällbacka idealnie nadaje się do osadzenia w niej mrocznego kryminału. Klimat, wielkość oraz fakt, że wszyscy się tam znają od pokoleń to recepta na udaną powieść.
Dwóch chłopców próbuje włamać się do domu starszego mężczyzny, emerytowanego historyka, który kolekcjonuje niemieckie pamiątki wojenne. Bynajmniej nie dlatego, że ma nazistowskie poglądy; jak sam uważał, po to, by ludzie nigdy nie zapomnieli o tym, co wtedy się wydarzyło. Lecz zamiast cennych łupów nastolatkowie odnajdują zwłoki mężczyzny w otoczeniu zdechłych much i ich larw, bowiem do zbrodni doszło kilka miesięcy wcześniej. Dlaczego nikt nie zainteresował się tym, co dzieje się u starszego pana i czy wszystko u niego w porządku? Ile czasu spędziłby martwy w swoim własnym domu zanim ktokolwiek by go odnalazł? Kto miał motyw, aby pozbawić życia człowieka w podeszłym wieku? I czy ma z tym jakiś związek nazistowski medal, który Erika Falck znalazła na strychu swego domu i który zaniosła właśnie do historyka?
Znów z przyjemnością czytało mi się powieść Camilli Läckberg. Urzekła mnie Księżniczką z lodu i od tamtej pory na stałe zagościła w moim sercu jako jedna z ulubionych pisarek. To głupie, wiem, ale każdą jej powieścią się rozkoszuję, tak by nie utracić ani jednego zdania i czytam tę serię powoli już od kilku lat, ponieważ z każdą częścią zostaje mi ich mniej do końca :)
"Chyba cała rzecz w tym, żeby nie wiedzieć. Gdyby człowiek miał kryształową kulę, która odsłoni przed nim wszystko, co go spotka w życiu, pewnie nigdy by się nie podniósł. Rzecz polega na tym, żeby wszystko w życiu konsumować w małych porcjach. Zmartwienia i kłopoty dostawać w małych kawałkach, żeby dało się je pogryźć."
Niemiecki bękart to nie tylko kryminał, to także wielowątkowa powieść obyczajowa. Ilu bohaterów, tyle historii i problemów poruszanych przez autorkę. W tym tomie możemy zapoznać się z tematem opieki ojca nad dzieckiem, ksenofobii oraz homoseksualizmu.Wszystko to utrzymane jest w dosyć luźnym stylu, brak tu naukowych wywodów, jedynie opinie różnych ludzi, które pozwalają czytelnikowi zastanowić się nad własnym zdaniem na dany temat.
Jak już wspomniałam w Niemieckim bękarcie mamy do czynienia z wieloma wątkami. Narracja nie skupia się na jednym bohaterze, a właściwie na wszystkich występujących w powieści. Podczas lektury można się zastanawiać, w którym momencie siedzimy w głowie mordercy, w końcu jeden z nich jest właśnie nim. Akcja toczy się powoli, ale nie nudzi, bo autorka co chwilę podsuwa nowe tropy bawiąc się z nami w kotka i myszkę i wymagając zadawania sobie pytania: "Czy to możliwe, że to on jest tym złym?". Poza tym na to co dzieje się w teraźniejszości mają wpływ wydarzenia z przeszłości, co jest charakterystyczne dla kryminałów Läckberg. Dzięki zastosowaniu retrospekcji możemy dowiedzieć się, jak wyglądało życie we Fjällbace i nie tylko w czasach II Wojny Światowej.
"Nie mam zaufania do ludzkiej pamięci. Bez takich przedmiotów, które można obejrzeć i dotknąć, bardzo łatwo zapominamy o tym, czego nie chcemy pamiętać."
Jedyne, co trochę raziło mnie w Niemieckim bękarcie, to nagłe olśnienie Eriki, które nie miało jednak bezpośredniego związku z tożsamością mordercy. Nie chcę dokładnie wyjaśniać o co chodziło, bo nie mam zamiaru zdradzać fabuły, ale ci co czytali być może się domyślą.
Uważam, że Camilla Läckberg nadal trzyma poziom i z czystym sercem mogę polecić wszystkie 5 tomów, które do tej pory przeczytałam. Wszystko w tej powieści ma swój sens, nawet ciągłe jedzenie irysów przez Erikę, które w pewnym momencie zaczynało mnie irytować. Jestem pewna, że jeśli raz zostaniecie złapani w szpony Läckberg, to już się z nich nie wydostaniecie.