Na świecie szaleje pandemia, a większość placówek oświatowych ze względu na Lockdown opustoszała. Tak samo dzieje się w elbląskiej podstawówce. Tylko nieliczni nauczyciele przekraczają jej progi, by prowadzić zajęcia przez internet. Wśród nich znajduje się Diana, samotna kobieta bez rodziny i przyjaciół, która utrzymuje kontakt jedynie ze swoim byłym uczniem ze szkoły językowej. Pewnego dnia belferka zaczyna zauważać, że w gmachu budynku, w którym pracuje, zaczynają się dziać niepokojące rzeczy, a ona sama doznaje dziwnych halucynacji... Jakie tajemnice skrywają stare mury? Przed czym ucieka lektorka, skoro nie potrafi zbyt długo zagrzać miejsca w jednym zawodzie?
Powiem szczerze, że bardzo ciężko byłoby mi zaklasyfikować i ocenić tę książkę. Prolog naprawdę intryguje, a początkowe rozdziały wprowadzają napięcie oraz niepokój. Jednak później ta gęstniejąca atmosfera grozy blaknie, rozmywa się jak wyraz napisany na piasku, ochlapywany morskimi falami. Akcja również traci rozpęd, jedynie niektóre jej zwroty wybudzają ją na chwilę z letargu. Autorka próbowała ze sobą połączyć kilka gatunków literackich, ale moim zdaniem nie do końca jej się to udało. Widać, iż pisarka lubi bawić się słowem, co zdecydowanie należy zaliczyć na plus, aczkolwiek jej styl pełen dygresji czy przeskoków wprowadza niepotrzebny chaos, w środku którego czytelnik może się zagubić niczym dziecko we mgle. Dopiero końcówka znów przyspiesza, a odbiorca dostaje wszystkie elementy układanki oraz odpowiedzi na dręczące go pytania.
Jednak w tej całej gmatwaninie można znaleźć również pozytywy. Są to kwestie poruszane przez panią Katarzynę oraz ilustracje, będące miłym akcentem. Na samo czoło aspektów przedstawionych w tej powieści wysuwa się oczywiście nie tak odległa pandemia covid-19. Autorka trafnie uchwyciła trudności, problemy bądź wyrzeczenia z jakimi musieli borykać się ludzie w tamtym okresie oraz jaki wpływ miało to na ich psychikę czy zachowanie. Ucierpiało wtedy także szkolnictwo, gdyż lekcje prowadzone zdalnie, nie oszukujmy się, przynosiły dość mizerne rezultaty.
Kolejnym istotnym zagadnieniem, z którym mamy do czynienia w tej pozycji był postęp naukowy i medyczny. Oczywiście wiadomo, iż jest on bardzo ważny w kontekście naszego życia bądź zdrowia. Jednak czy można rozwijać różne dziedziny kosztem ludzkich egzystencji? Gdzie przebiega granica, której nie należy przekroczyć? Czy śmierć jednej osoby w czasie trwania danego eksperymentu można usprawiedliwić dobrem nauki oraz nadzieją na przeżycie innych? Gdzie w tym wszystkim znajduje się miejsce na etykę, moralność lub po prostu człowieczeństwo? Zapewniam Was, że po tej lekturze będziecie sobie zadawać nie tylko takie pytania...
To także refleksja w naszym przemijaniem, starzeniem się lub właśnie śmiertelnością. Istnieją ludzie, którzy są w stanie zrobić absolutnie wszystko i poświęcić bardzo wiele, byle tylko zachować młody wygląd lub opóźnić procesy starzenia. Aczkolwiek upływ czasu jest nieubłagalny oraz wpisany w nas życiorys, tak jak śmierć bądź podatki. Czasem ten wyrok uda się chwilowo odroczyć... Ale czy naprawdę warto?
Jako ciekawostkę od siebie jeszcze dodam, iż wspomniana w książce szkoła naprawdę istnieje, faktycznie była tam Truso Schule, znajduje się właśnie na ulicy Mickiewicza i wygląda jak na zamieszczonych rycinach. Jedynie nie udało mi się potwierdzić, że w czasie drugiej wojny światowej mieścił się tam szpital.
Podsumowując... Książka nie należy do grona najgorszych jakie przeczytałam. Fabuła ma potencjał i gdyby mocniej nad nią popracować oraz oszlifować, mogłaby się okazać prawdziwą petardą. Także lepsze zazębienie między gatunkami, mocniejsze spojenie wątków i brak przeskoków zdecydowanie wyeliminowałyby poczucie dysharmonii. Ja daję jeszcze szansę tej debiutującej autorce, nie skreślam jej definitywnie. Wierzę, że znajdzie dla siebie złoty środek oraz iż jej kolejne powieści pozytywnie mnie zaskoczą.
Książka pochodzi z Klubu Recenzenta portalu nakanapie.pl