Trwa wojna. Mężczyźni zostali wcieleni do wojska i posłani na front. Fabryki porzuciły swoje dotychczasowe wyroby, na rzecz przemysłu zbrojeniowego. Pozostałe w Stanach Zjednoczonych kobiety zakasały rękawy, przejęły pracę w fabrykach by dzielnie wspierać walczących na polu bitwy żołnierzy. Tysiące kobiet poszły jednak o krok dalej. Zaproponowano im pracę, dzięki której mogą zakończyć wojnę znacznie szybciej. Zgodziły się, choć nie wiedziały gdzie będą pracować, co robić, ani jak długo. Wszystko owiane było tajemnicą. Tym sposobem kobiety trafiły do Oak Ridge w stanie Tennessee, miasta bez chodników, w którym nogi zapadały się głęboko w błocie, by rozpocząć pracę w Zakładach Technicznych Clinton. Wśród tych dzielnych kobiet znajdowała się Celia Szapka, Amerykanka polskiego pochodzenia. Dzięki historiom kobiet takich, jak Celia, Colleen, Jane, Kattie, czy Virginia poznajemy życie w owianym tajemnicą miesicie bez przeszłości, w którym pytania: "Jak minął dzień?", "Czym się zajmujesz?", a nawet "Dlaczego musisz zostać dłużej w pracy?" są zabronione.
"Niedozwolone były wszelkie rozmowy z małżonkami czy współlokatorami o tym, jak minął dzień w pracy. Zwierzanie się bliskim ze swoich zmartwień nie wchodziło w grę (...)"
Oak Ridge zostało wybudowane w 1942 r. jako centrum badań nuklearnych i produkcji materiałów rozszczepialnych. Jego funkcja była jasna. Osoby, które w nim mieszkały mogły wejść jedynie do sektorów, które umożliwiały im przepustki. Byli z nich legitymowanie przez żołnierzy nieustannie. Samo miasto było niedostępne dla nieproszonych ludzi z zewnątrz. Życie było ściśle monitorowane oraz obowiązywała godzina policyjna. Wiadomo było, że wiele pracowników na różnych szczeblach zawodowych donosi na swoich współpracowników. Władze nakłaniały zresztą do szpiegostwa. Dodatkowo mobilizowano swoich pracowników przez wszechobecne kampanie propagandowe. Codzienne życie nie było tu łatwe, brakowało towarów, przez co tworzyły się ogromne kolejki. Społeczeństwo nie mogło wykupić domów na własność, a listy do i od bliskich były cenzurowane. Warunki panujące w mieście nasuwają mi na myśl pewien ustrój, z którym USA tak zaciekle walczyło. Z tym, że tam wszyscy byli równi, a w Oak Ridge panował wyraźny podział społeczny. Kobiety i mężczyźni nie mieli równych praw, ani zarobków. Najbardziej uderzająca była jednak segregacja rasowa. Budowano "mieszkania" o bardzo niskim standardzie dla czarnych mieszkańców miasta. Czarne kobiety, nawet te zamężne, nie mogły mieszkać z mężczyznami. W ich ciasnych bursach wprowadzane były absurdalne zakazy takie jak: zakaz gotowania, męskich wizyt, czy uprawiania hazardu. Pożywiać mogli się jedynie na specjalnie wydzielonych dla nich stołówkach, gdzie niejednokrotnie w jedzeniu dało się odnaleźć szkło, kamienie, czy inne niebezpieczne odpady. Kattie nie raz zatruła się mięsem z indyka, które więcej wspólnego miało z sępem.
Jak widać najbardziej poruszyło mnie funkcjonowanie miasta. Miasto bez przeszłości i bez planowanej przyszłości, w którym średnia wieku wynosiła 27 lat, bardzo mnie zafascynowało. Niemniej książka nie tylko ten obraz w sobie skrywa. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że autorka głównie skupiła się na dwóch kwestiach: historii powstania bomby atomowej oraz udziale kobiet na poszczególnych etapach jej tworzenia. Byłam zaskoczona jak wielką rolę w stworzeniu bomby atomowej miały przedstawicieli płci pięknej. Warto poznać ich historie. Z kolei szczegóły dotyczące samej bomby były moim zdaniem konieczne i dobrze dopełniały treść książki, jednak nawet nie będę udawała, że mnie zaciekawiły.
"Atomowe dziewczyny" są niezwykle dopracowaną książką, po której widać ciężką pracę i czas, jaki Denise Kiernan w nią włożyła. Przygotowywała ją 7 lat, odwiedzała muzea, przeglądała dokumenty oraz spotykała się z kobietami, które pracowały przy projekcie. Książka została opatrzona dwoma wkładkami ze zdjęciami wykonanymi w "nieistniejącym mieście". Dzięki tym zdjęciom łatwiej czytelnikowi uwierzyć w autentyczność opisywanych historii.
Spędziłam z "Dziewczynami atomowymi" wiele czasu, który absolutnie nie uważam za zmarnowany. Trzeba się liczyć, że nie jest to historia na jeden wieczór. Ani na dwa... Musimy się liczyć, że książka zawiera mnóstwo informacji, z którymi czytelnik się oswoić, a ich przyswojenie wymaga czasu. Zainteresowanych tematem zachęcam jednak do czytania, ponieważ książka ma ogromną wartość.