Nie mogłam się powstrzymać i po 2 tom niedługo po przeczytaniu pierwszego. W zamyśle miałam czekać na wydanie (chociaż po angielsku) ostatniej części... Trzeba było siebie posłuchać, bo teraz muszę czekać na kontynuację, a to co tam się działo.... ah.
Książka kontynuowana jest jakiś czas po wydarzeniach w świątyni. Wszyscy wylizują rany i próbują się dostosować do nowej sytuacji. Magia powróciła, ale z niemałym kosztem.
W tym tomie większy nacisk nakładamy na Amari i jej chęci przywrócenia ładu. Jak to wszystko wyszło? Powiem Wam, że trochę gorzej od pierwszego tomu. Dlaczego? Głównie przez bohaterów (o których za chwilę). Dodatkowo o ile w pierwszym tomie czułam podobieństwo do Avatara Legendy Aanga, tak tu zostało ono rozwiane.
Ogólnie to w tym tomie dzieje się wiele! Och bardzo wiele i jest też więcej dramatycznych i pełnych smutku momentów. Jesteśmy świadkami coraz to nowych wydarzeń, które sorawiają głównie ból i cierpienie. A mimo to śledzimy z zapartym tchem jak to się wszystko skończy! Końcówka to istny roller coster, gdzie nie wiemy czego się złapać, by nie zlecieć. Więc pod tym względem nie ma na co narzekać.
Bohaterowie, ech no tu się zaczynają schody. Wszyscy w tym tomie kierują się bardziej uczuciami - ambicją, zemstą, rozpaczą. Czasem chciałam jednego z drugim walnąć w ten głupi kaczy łeb, by w końcu zaczęli się zachowywać racjonalnie. Najwięcej żalu mam do głównych bohaterek.
Zalie i Amari to moje cosinuso- i sinusoidy.
Zalie (cosinusoida), której kibicowałam od początku, stała się nagle nieznośnym bahorem zaślepionym wizją zemsty, nie zwracającą uwagi na poświęcenia, które przyjdzie jej zapłacić. Pyszna i przekonana tylko o swojej racji, kompletnie nie zwracała uwagi na to co radziła jej przyjaciółka. Naprawdę mocno mnie wkurzała. Dopiero później, po jednym wydarzeniu Zelie wróciła do bycia "sobą". Znowu zaczęłam ją lubić, ale nie wiadomo jak długo to potrwa. XD
Amari... kolejny kwiatek. Sinusoida, która zaczyna od 0 - czyli totalnego nielubienia jej osoby, aż do totalnego kochania, by potem znowu spadać. Czemu? "Mój tron", "moje królestwo", "będę królową" non stop powtarzała te stwierdzenia zupełnie jak Danny. No i właśnie to, że tak (w sumie głupio) zaczęła postępować, sprawiło, że z każdym kolejnym rozdziałem lubiłam ją coraz mniej. Naprawdę liczyłam na wiele jeśli chodziło o tę bohaterkę, ale trochę się przeliczyłam. :(
No i moje światełko w tunelu, czyli absolutnie fantastyczny i niesamowity herszt bandy najemników - Roen. Od początku to była ciekawa postać! Jego kwestie, jego rola jest fajna, że aż miło się o nim czyta. <3 To moja nowa książkowa miłość XD
Ogólnie rzecz biorąc książka jest dobra i zamierzam poznać jej koniec. Czytanie "Dzieci Prawdy i Zemsty" wiązało się z licznymi emocjami. Co prawda mniej mnie denerwowała pierwsza część, ale ta jest też niesamowita. Jestem ciekawa jakie tajemnice zostaną odkryte w kolejnym tomie! Liczę na to, że autorka ładnie z tego wybrnie (bo kabała jest jeszcze gorsza niż na zakończeniu "Dzieci Krwi i Kości"). Pozostaje mi więc cierpliwie czekać i polecać serię. :) To naprawdę bardzo fajna młodzieżówka. ~ ilkanis