„Podróż Cilki” Heather Morris to kontynuacja „Tatuażysty z Auschwitz”; książki, którą uważam za jedną z lepszych, jeśli chodzi o tematykę obozową, choć postawiono względem niej sporo zarzutów, jeśli chodzi o autentyczność. Ale czy mimo wszystko drugi tom był równie mocny? Mam ogromne zaufanie do Wydawnictwa Marginesy, dlatego nie miałam większych obaw. Wyznaczyłam spokojniejszy dzień i oddałam się nie tylko lekturze, ale i refleksjom.
Cilka zostaje wyzwolona z piekła, ale tylko na chwilę, ponieważ jej decyzje okazują się mieć straszne konsekwencje. Rosjanie nie rozumieją postępowania ani tłumaczeń18-latki, dlatego zsyłają ją na Syberię. Danie i odebranie nadziei było dla młodziutkiej dziewczyny mocnym ciosem, ale los szykował dla niej coś znacznie gorszego.
Książka ta to pomieszanie faktów z fikcją. Zarówno na szczeblu fabuły jak i bohaterów. Warto o tym wspomnieć! Z jednej strony książki tego typu działają na wyobraźnię, kreują jakiś obraz, ale czy to jest takie dobre? Posiadanie świadomości, że część to fikcja… ale właściwie która część? Jak uporządkować nabyte informacje, by obraz był jak najbardziej zbliżony do prawdy? Dlatego też bardziej skupiałam się na stronie emocjonalnej. Na strachu, lękach, woli walki. Myślę, że na tym skupić się najlepiej. Spróbować choć w ułamku przeżyć to, co przeżywali niegdyś więźniowie obozów.
Ale najbardziej rzuca się w oczy kwestia dylematów. Cilka nieustannie zmuszana była do podejmowania trudnych decyzji – by jeden miał lepiej, drugi musiał mieć gorzej. Czy bylibyście w stanie wykrzesać z siebie siłę, by przetrwać, i jeszcze patrzeć w oczy tym, którym odebraliście szansę na przeżycie/pozwoliliście żyć w bólu? Czym się kierować w takich chwilach? Co zrobić, by sumienie pozwoliło jako tak funkcjonować? Czytałam, rozmyślałam i zastanawiałam się, jak odpowiedzieliby na to specjaliści od ludzkiej psychiki. W sytuacji zagrożenia życia człowiek jest w stanie robić różne rzeczy, ale jak to potem odbija się na jego potencjalnym, dalszym życiu?
Oprócz historii głównej bohaterki, książka przybliża również życie jej współwięźniarek oraz funkcjonowanie obozu pracy przymusowej w ZSRR. Przedstawia głównie jego mroczną stronę, ale w każdej ciemności zawsze znajdzie się odrobina światła. I to właśnie ów światło dawało nadzieję. Pomagało się jednoczyć, ale i wychodzić z kłopotów… choć nie zawsze! To jednocześnie płaszczyzna, nad którą najwięcej się zastanawiałam – bo ile z tego, co przeczytałam jest prawdą, a ile fikcją. Na ile mogę wierzyć autorce? To wątpliwości zmniejszały nieco moje zadowolenie z lektury.
Gdybym oceniała tę książkę jako czystą fikcję, od razu powiedziałabym, że zabrakło mi różnorodności. Bo tak naprawdę akcja zawęża się do dwóch miejsc, poza nielicznymi wstawkami przybliżającymi pobyt Cilki w Auschwitz-Birkenau. To wszystko. Jest zatem dość monotonnie. Ma się też wrażenie, że niewiele się zmienia. Że autorka w kółko opisuje to samo. Że utrzymuje ten sam poziom, który po jakimś czasie zmniejsza nico ciekawość. I tu znów pojawia się pytanie: ile w tym wszystkim prawdy?
„Podróż Cilki” to książka, która zdaje się opowiadać w kółko o tym samym, z niewielkimi zmianami. Brak w niej świeżych wątków, ale jednocześnie należy pamiętać, iż autorka nie miała zbyt wielkiego pola do popisu. Mimo ciężkiej tematyki, czyta się stosunkowo szybko. Mam jednak nieco żalu do autorki, że nie poruszyła kilku wątków. Skoro część sobie dopowiedziała, mogła niektóre wątki pociągnąć. Uczynić całość nieco ciekawszą i barwniejszą. To trochę tak, jak gdyby jechać samochodem. Owszem, cel jest ważny, ale warto czasem stanąć na poboczu, by lepiej przyjrzeć się niektórym rzeczom. Tu było podobnie. Niektóre wątki jakby mignęły za oknem. A szkoda.