Instagram bywa czasem magiczny, wiecie? Dzięki tej magii, trafiły do mnie Ślad białego wojownika i Najpiękniejsze miejsce wysłane osobiście przez Teresę Juźko. Po lekturze Śladu..., robię sobie krótki rozbieg przed kolejną częścią, żeby nie pożreć wszystkiego naraz.
Mimo iż stwierdziłam, że lubię tę książkę, jest ona trochę nierówna. Może inaczej - moje odczucia się zmieniają. Głównie co do stylu i sposobu prowadzenia narracji. Nadal bardzo wciągała i nie chciało mi się jej odkładać, jednak już co innego miałam w głowie.
Mogę spokojnie podzielić powieść na dwie części - "szpital" i "po wyjściu ze szpitala". I ta pierwsza jest świetna, naprawdę. Styl trochę nie mój, bo wulgarny, przedmiotowy, ale i tak zdołałam się wkręcić na tyle, żeby poczuć klimat i się wpasować w wykreowany przez autorkę świat. Zaakceptowałam sposób bycia Jadźki (głównej bohaterki) - mimo że na początku jej nie rozumiałam, to w końcu dałam jej przyzwolenie na wyzywanie wszystkich dookoła. Najbardziej chyba urzekła mnie relacja bohaterki z siedmioletnim chłopcem po przeszczepie. Pewnie takie rzeczy działają na mnie bardziej, dlatego że mam brata w podobnym wieku. Ale ich dialogi są cudnie poprowadzone i w tą nagłą przyjaźń naprawdę uwierzyłam. Serce urosło, ale żeby znowu się złamać.
Po wyjściu Jadźki ze szpitala, trochę przestaję czuć tę powieść. (A dziwne, bo na początku myślałam sobie, że jeśli akcja nie wyjdzie poza mury szpitala, to chyba się załamię...) Pojawia się związek z facetem, który nie do końca rozumiem (za to doceniam piękne nawiązanie do relacji z tamtym małym pacjentem). Wybory i decyzje bohaterki wydają mi się coraz mniej... logiczne? Nie mogę powiedzieć jednak, że nie pasują do jej postaci, bo pasują doskonale. Skończyłam czytać i pozostałam w trochę depresyjnym nastroju, bo zakończenie jest dalekie od wesołego.
Ale co najważniejsze, cholernie kibicuję Teresie Juźko - pisz, moja droga, dalej, o tym, co Cię boli i musi zostać usłyszane. Trzeba się przebić przez ten mur kolejnych schematycznych powiastek, które są wydawane. Niech żyje indywidualizm!