Pamiętam, jak bardzo nie mogłam się doczekać premiery tej książki i z niecierpliwością wyczekiwałam na jakąkolwiek wzmiankę o tym, kiedy ma się ona ukazać na polskim rynku. Gdy przeczytałam informację o tym, że „Niebezpieczna rozgrywka” już niedługo będzie miała swoją premierę, dosłownie nie byłam w stanie usiedzieć na krześle z podekscytowania i z ręką na sercu mogę napisać, że wówczas była to jedna z dwóch książek, których premiery tak bardzo nie mogłam się doczekać.
Tym razem Riley czeka zadanie trudniejsze niż zwykle, z jakimi musiała się zmierzyć. Wszystko za sprawą Jina – nowopoznanego barmana, który może doprowadzić ją do grasującego w Melbourne zabójcy, a także okazać się jej zgubą. Jakby tego było mało, na wolności wciąż grasuje wampir, którego największym pragnieniem jej zabicie Riley i zadanie jej jak największego cierpienia. Dodatkowym utrudnieniem podczas wykonywania pracy dla Departamentu jest eks-kochanek, który nieustannie ją rozprasza.
Czytanie tej książki sprawiło mi większą przyjemność, niż jakakolwiek inna lektura, którą ostatnio miałam w rękach. Z pewnością wpłynął na to fakt, że z utęsknieniem wyczekiwałam jej premiery, ale również dzięki temu, że zawartość tej powieści okazała się czymś, na co zdecydowanie warto było czekać przez ten czas. O ile paranormal romance to gatunek, w który się nie zagłębiam, to w przygodach Riley Jenson zaczytuję się bez pamięci. Książki Keri Arthur od samego początku dostarczały mi mnóstwa zabawy, rozrywki i ekscytacji, wciąż doskonale pamiętam, jak „Całując grzech” pomogło mi na nowo odnaleźć przyjemność w czytaniu książek po długiej niemocy sięgnięcia po nie. Tak samo „Niebezpieczna rozgrywka” dodała mi jeszcze większego zastrzyku energii, niż mogłabym się spodziewać.
Osoby podążające za tą serią z pewnością pogodziły się już z elementami erotyki, które zawierają książki Keri Arthur i są z nimi na porządku dziennym. Także i w tej części nie były one niczym nadzwyczajnym. Moja znajoma uznała, że nie była w stanie skupić się przez nie na konkretnej akcji w książce, że była przez nie rozpraszana i troszeczkę zniesmaczona. Według mnie są one integralną częścią tej powieści i myśl, że mogą rozpraszać jest dla mnie dużym nieporozumieniem.
Z każdą kolejną częścią tej serii widać, jak główna bohaterka ewoluuje, zmienia się, dojrzewa. Choć zdecydowanie daleko jej do nastolatki, nie tylko przez wiek, ale również przez przeżycia, które ją ukształtowały i uczyniły z niej osobę, którą aktualnie jest, to wyraźnie widać, jak z każdym kolejnym krokiem zmienia się jej osobowość. Riley zdecydowanie nie jest nieporadną bohaterką, którą na każdym kroku trzeba ratować z opresji i choć nie ucieka od wyciągniętej, pomocnej dłoni, to sama doskonale potrafi o siebie zadbać. W „Niebezpiecznej rozgrywce” stoi przed dużym problemem dotyczącym jej przyszłości, który sama musi rozwiązać. Z pewnością nie będzie to łatwa decyzja, ani taka, którą można podjąć bez mrugnięcia okiem.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie przyznała, że najbardziej wyczekiwałam na te momenty, w których choć pojawi się wzmianka o związku Liandra i Rhoana. Ta dwójka rozkochała mnie w sobie już od pierwszej części przygód Riley i choć jest ich tak niewiele, że sceny z nimi można policzyć na palcach jednej ręki, to z całą szczerością mogę przyznać, że ich uwielbiam, a wątek tej dwójki jest dla mnie znacznie ciekawszy, niż przygody Riley, które są przecież w tej serii najważniejsze. W „Niebezpiecznej rozgrywce” niestety nie doczekałam się tego, na co liczyłam najbardziej i to scen z Liandrem i Rhoanem brakowało mi najbardziej, tym bardziej, że ich związek ewoluuje w naprawdę ciekawym kierunku, to liczę na to, iż w kolejnym tomie otrzymam to, czego mi teraz zabrakło.
Prawdę mówiąc podczas czytania tej książki zawiodłam się tylko na jednym aspekcie – tym związanym z Liandrem i Rhoanem, których mi bardzo brakowało. O ile sama postać Rhoana pojawiała się bardzo często, to za Liandrem naprawdę tęskniłam. Jednak oprócz tego z całą pewnością nie mogę zarzucić tej książce nic innego, co by mi się nie spodobało lub wprowadziło w niezadowolenie. Autorka w cudowny sposób rozwija akcję; sceny pełne wrażeń przeplatają się z tymi, przy których można się rozluźnić, a całość komponuje się w bardzo ciekawy sposób, momentami zapiera dech w piersiach i nie pozwala odpocząć. Zdecydowanie polecam tę książkę, tak jak i całą serię Zew Nocy.