,,Potwory północnoamerykańskich jezior'' Nathana Ballingurda to zbiór dziewięciu opowiadań utrzymanych w klimacie grozy.
Ale nie jest to groza oczywista, podana na tacy. To coś o wiele więcej.
Ballingurd kreśli wyrazistych, mocno zapadających w pamięć bohaterów – co jest naprawdę trudną sztuką, zważywszy na niewielką objętość całego zbioru, który liczy sobie zaledwie 192 strony. Razem z podziękowaniami, dodajmy.
Historie, które przedstawia autor są przerażające z wielu powodów – czasami dlatego, że bohater otwarcie i spokojnie opowiada o tym, że spotkał potwora, i teraz sam nim się stał; czasami dlatego, że wyrzuty sumienia zżerające bohatera są tak silne i wręcz niemożliwe do wytrzymania, że na samą myśl o tym, że moglibyśmy się znaleźć w podobnej sytuacji nasz umysł ucieka w bok, skacze ku innym tematom i odmawia współpracy; czasami też dlatego, że historie na kanwie których Ballingurd snuje swoje opowieści są potencjalnie możliwe. Jak zaginięcie dziecka. Jak opieka nad niepełnosprawną matką. Jak rodzinny wypad za miasto.
Opowiadania, o których mowa, nie mają na celu TYLKO nas wystraszyć. One robią coś więcej. Wprawiają czytelnika w stan zamętu, niepokoju – sprawiają, że czuje się on jak dotychczas spokojna, a teraz nagle wzburzona woda w sadzawce. Kiedy ten cały osad i muł podniósł się z dna i nic już nie jest takie przejrzyste i oczywiste, jak było na początku.
Jest w tych historiach miłość i tęsknota, żal i wyrzuty sumienia, chęć bycia zrozumianym i oszałamiająca pustka. Jest w nich współczucie i nienawiść. Jest chęć naprawienia wyrządzonych krzywd i przerażające, wszechogarniające zmęczenie niesieniem pomocy komuś, kto nie chce być uratowany.
Ballingurd kreśli przed nami wspaniałą panoramę skomplikowanych ludzkich charakterów i losów. I do tego udaje mu się w to wszystko wpleść wątki paranormalne. Ale często nie są one głównym motywem – znajdują się na obrzeżach tych historii, nie znajdujemy dla nich wyjaśnienia i dlatego budzą nasz głęboki niepokój.
Spotkanie z twórczością autora uważam za naprawdę udane – na dziewięć opowiadań tylko dwa mi się nie podobały. Tytułowe ,,Potwory północnoamerykańskich jezior'', bo były moim zdaniem wtórne wobec otwierającego tom tekstu ,,Idziesz, dokąd cię poniesie'' i ,,Stacja pośrednia'', która była dla mnie zdecydowanie zbyt abstrakcyjna.
Lecz to napisawszy – naprawdę polecam. Fani horroru i pełzającej, nieoczywistej grozy będą zachwyceni!