O Jacku Dukaju słyszał zapewne każdy miłośnik fantastyki i science fiction, a prawdopodobnie większość fanów tych gatunków miało styczność z jego książkami; wypada wszak choć liznąć twórczość najczęściej nagradzanego fantastycznego (w obu tego słowa znaczeniach) pisarza. Sama jednak dość długo szukałam motywacji do sięgnięcia po którąś z jego powieści; trzeba przyznać, że większość z nich potrafi przerazić, zwłaszcza niedoświadczonego czytelnika, swoimi rozmiarami. Możecie więc wyobrazić sobie moją radość, kiedy natrafiłam na „Katedrę” – malutką nowelkę, do tego we wspaniale ilustrowanym wydaniu.
Rzecz cała dzieje się w kosmosie – dokładnie na jednej z Izmiraid, grupy planetoid, które swoją nazwę wzięły od imienia jednego z członków załogi holownika „Sagittarius”. W wyniku serii nieszczęśliwych zdarzeń podróżnicy są zmuszeni awaryjnie lądować. Zdają sobie sprawę, że zapasów tlenu nie wystarczy dla nich wszystkich; Izmir Predú postanawia poświęcić swoje życie, by uratować trzech towarzyszy.
Chwilę przed śmiercią bohater prosi kolegów, by pochowali go na planetoidzie, na której się znajdują. Ocaleni spełniają jego ostatnią prośbę, a wkrótce potem Izmir zostaje uznany za świętego, cudotwórcę – podobno jeden z jego czcicieli został przez niego wyleczony z ciężkiej choroby. Do grobu zaczynają przybywać tłumy pielgrzymów; niebawem zostaje wokół niego postawiona tytułowa katedra.
Władze Kościoła nie są zachwycone faktem, że grobowiec wcześniej nikomu nieznanego astronauty staje się miejscem kultu. Wysyłają więc na Izmiraidę (zwaną Rogiem) księdza Pierre’a Lavone’a; jego zadaniem jest zweryfikowanie i rozstrzygnięcie kwestii świętości Izmira oraz prawdziwości związanych z nim cudów. Od decyzji duchownego mają zależeć dalsze losy zarówno wspomnianej grupy planetoid, jak ludzi żyjących na planetach w jej pobliżu.
Pierre Lavone jest w tej powieści narratorem – dzięki temu zostajemy momentalnie wciągnięci w świat wykreowany przez Dukaja; przybywamy na Izmiraidy niejako w ciele księdza, patrzymy na katedrę jego oczami, poznajemy jego myśli, niemal sami odczuwamy wrażenie, jakie wywarła na nim ta monumentalna budowla. Katedra jest bowiem dziwnym tworem. Nie została wybudowana ludzkimi rękami – powstała z żywokrystu, raczej wyrosła, niż została stworzona. Co więcej, nadal się przeobraża, stale rozbudowuje, ewoluuje.
Kiedy Lavone po raz pierwszy wchodzi do katedry, zwraca uwagę na szczególną grę świateł i cieni w jej wnętrzu. Według jego relacji budowla jest spowita mrokiem, jednak od czasu do czasy przeświecają przez nią gwiazdy. Światło jest potrzebne, by duchowny mógł w pełni docenić potęgę katedry, misterność jej konstrukcji i zdobień – pomaga sobie reflektorem, jednocześnie będąc nieustannie rozpraszanym przez wszechobecne cienie. Czy w końcu ulegnie ciemności?
Jacek Dukaj studiował filozofię, co zdaniem moim i wielu innych czytelników widać w jego utworach. W „Katedrze” obecna jest również technika, inżynieria i – oczywiście – religia. Autor posługuje się specyficznym językiem, wprowadza wiele nazw własnych, jego styl jest dość charakterystyczny i rozumiem, że nie każdemu przypadnie on do gustu. Dla mnie lektura była jednak bardzo satysfakcjonująca; kilka zdań sprawiło, że zatrzymałam się na chwilę i pomyślałam „wow, ale to było dobre” (chyba wszyscy się zgodzimy, że to jedno z fajniejszych uczuć dla czytelnika).
Bardzo wyraźna jest tutaj symbolika światła i mroku. Autor przemyca ją jednak bardzo zgrabnie, nie raczy nas skomplikowanymi traktatami filozoficznymi, refleksje i symbole pojawiają się w naszej głowie jakby przy okazji, nawet już po zakończeniu lektury. Akcja toczy się tu wartko, nie mamy czasu się nudzić, szybko stajemy się ciekawi rozwiązania zagadki budowli z żywokrystu i Izmiraid. Jeśli więc obawiacie się twórczości Dukaja ze względu na jej wysoki próg wejścia, spróbujcie zacząć swoją przygodę od „Katedry” – książki krótkiej, przystępnej, angażującej i z niezwykłą warstwą językową.
Wspomniałam wcześniej o ilustracjach, więc jeszcze słówko o nich na koniec. Ich autorem jest Tomasz Bagiński, twórca animacji powstałej na podstawie „Katedry” Jacka Dukaja. Mimo że oglądałam je w skali szarości (książkę przyswajałam w formie e-booka), jeszcze bardziej wciągały mnie one w opowieść Lavone’a i dodawały jej niesamowitego klimatu.
Recenzja powstała we współpracy ze Stowarzyszeniem Sztukater.