Zaniepokoiłam się, kiedy przeczytałam "Wstęp" do książki Madisyn Taylor. Zacytuję najbardziej przerażające zdanie: "Moja książka stanowi pewnego rodzaju podręcznik. umieściłam w niej narzędzia, by korzystając z nich móc uczyć się, jak żyć zgodnie z pragnieniami duszy... uczyć się wieść życie nam przeznaczone, mając obok siebie anioła w postaci takiej książki". Co za - przepraszam - bełkot. Poza tym gdzie jakakolwiek skromność? Jestem od dawna zdania, że żaden artysta nie powie o sobie, że jest artystą, a żaden wartościowy nauczyciel jakiejkolwiek ideologii czy filozofii nie powie, że jego książki są aniołami dla innych.
Od kilku lat jestem związana z Buddyzmem Diamentowej Drogi - Wadżrajaną - jest to szkoła buddyzmu tybetańskiego. Wiem jak wprowadzić się w stan medytacji, znam mantry, obrzędy. Myślę więc - zobaczymy czy faktycznie ta książka to straszny New Age - przynajmniej nie dam się nabrać.
Nie podoba mi się już sam fakt, że pani Taylor nie wyjaśnia dlaczego nazwała swoją medytację "OM".
Ja wiem co oznacza sylaba OM - na niej opiera się wiele buddyjskich mantr, jest to święta sylaba buddyzmu tybetańskiego i hinduizmu oczyszczająca dumę i pychę - ale czy ktoś niezainteresowany wcześniej tymi okolicami kulturowymi wie?
Chcę wejść na stronę internetową autorki. Wyskakuje mi powiadomienie, że strona uznana została jako rozpowszechniająca złośliwe oprogramowanie i czy napewno chcę na nią wejść. Odmawiam więc i wracam do lektury.
Książka podzielona jest na IX części, z czego przykładowy tytuł jednej z nich to "Poszukiwanie wiedzy i mądrości". Każdy rozdział ma kilkanaście podrozdziałów takich jak "Taniec intymności" czy "Wezwij swoją żywotność". Książka ma 260 stron.
Próżno szukać opisów medytacji i wskazówek jak medytować - na więcej niż dziesięciu stronach. To bardzo irytujące, bo w każdym opisie tejże pozycji padają słowa - parafrazuję - "Nauczysz się jak medytować i dzięki temu osiągać szczęście". Nie, nie nauczysz się.
Czym więc jest reszta tej książki?
Odpowiedź brzmi: pseudointelektualnym bredzeniem - w zatrważającej większości. Autorka natchnionym i obcym zwykłemu śmiertelnikowi tonem opowiada rzeczy całkowicie jasne i oczywiste, jak na przykład "Intymność nie może kwitnąć bez kontaktu." czy "Zranienie kogoś bliskiego stanowi jeden z największych życiowych smutków". Nie żartuję.
Podsumowując - nie jestem w stanie nikomu polecić tej książki, choćbym nie wiem jak chciała. Jeśli ktoś jest zainteresowany zapoznaniem się z ideologiami wschodnich filozofii mogę podać konkretne pozycje, które w sposób nienatarczywy i sympatyczny przybliżają je. Pomagają zrozumieć wiele zagadnień, poprzez ukazanie innego punktu widzenia niż otrzymaliśmy kulturowo.
Trzymajcie się z daleka od światła i podnoszenia wibracji pani Taylor.