"Przerażająco śmieszne!" głosi napis na okładce.
"Błyskotliwa powieść, która rozśmiesza do łez." napisał wydawca.
I to jest ŚWIĘTA PRAWDA - dawno się tak serdecznie nie uśmiałam!
Monika Wawrzyńska ma niezaprzeczalny talent do pisania zwyczajnych tekstów, o zwyczajnych, codziennych sprawach, i nawet tych bardzo poważnych sprawach, w sposób który bawi i wywołuje uśmiech na twarzy, choć zapewne nie u każdego. A jednocześnie nikogo i niczego nie ośmiesza, nie ma w tym drwiny, jest tylko życzliwy uśmiech i wyczucie sytuacji.
I nawet temat tak ważny i poważny jak
śmierć - opisywany przez nią staje się czymś po prostu normalnym, nie śmiesznym, ale i nie aż tak przerażającym.
Powiedziałabym, że zajmuje należne sobie miejsce, jako nieodłączny element naszego świata, wszak życie każdej istoty zaczyna się narodzinami, a kończy śmiercią.
Jednak dla większości ludzi śmierć jest czymś strasznym i wg nich najlepiej udawać, że jej nie ma, trwać w przekonaniu, że będzie się żyło bez końca i oczywiście należy chronić dzieci przed wiedzą o umieraniu.
Błąd. Chowanie głowy w piasek nie pomoże; prędzej czy później wszyscy umrzemy; a wychowywanie dzieci w niewiedzy skutkuje tym, że jako dorośli boją się śmierci, nawet tej ze starości ...
Takiego błędu nie popełniła mama Kocia - nie zwalczała jego fascynacji śmiercią, która zaczęła się na pogrzebie dziadka, gdy chłopiec miał 4 lata. Po prostu jak najprościej, rzeczowo i rzetelnie odpowiadała na jego pytania i tłumaczyła m. in. czemu nie może spać w trumnie.
Dzięki tej pasji Kocio w szkole zyskał przyjaciela na zawsze, zaprzyjaźniły się - też na zawsze - ich mamy i nawet zaczęły ze sobą współpracować, jako że jedna prowadziła zakład pogrzebowy, a druga kwiaciarnię.
Wspólnie z przyjaciółką zajmującą się cateringiem stworzyły świetnie funkcjonującą nieformalną spółkę mogącą obsłużyć praktycznie kazdą imprezę. A prywatnie po prostu się przyjaźniły, na dobre i na złe.
Czy opowieść o życiu nawet tak mało typowych ludzi nie będzie nużąca? A otóż nie! Nie ma tu nawet jednej nudnej strony, przez tekst się płynie, a mimo tego że akcja dzieje się na przestrzeni około 20 lat i są przeskoki w czasie, to w zorientowaniu się kto-co-kiedy nie ma żadnego problemu.
Wiele zalet ma ta książka: humor - dużo i w najlepszym gatunku, fajna i fajnie opowiedziana historia, pokazanie że nie taka śmierć straszna jak ją malują i że "nie ma przypadków, wszystko jest po coś", a przyjaźń i miłość są najważniejsze.
A wracając jeszcze do zachęty z okładki - dla mnie przerażające jest to, że wśród książek określanych jako "komedia" jest stanowczo za mało książek tak komediowych jak ta. I że tak niewiele o tej książce się mówi i pisze, a inne, które są zdecydowanie za nią, jeśli chodzi o ilość i jakość humoru, promuje się na potęgę i na wszelkie sposoby, łącznie z autorytarywnym stwierdzeniem, że to "druga Chmielewska".
No nie! Chmielewska to Chmielewska, autorka niezapomniana i niepowtarzalna; ale podrobić jej się nie da, ewentualnie można mniej lub bardziej udanie sparodiować - dlatego nie ma co szukać tej "drugiej", tylko ludzi, co piszą "po swojemu", ale równie dobrze, ciekawie i z humorem.