Od czasu do czasu lubię się zatracić na długie godziny w ciekawych biografiach osób, które znam i które lubię. Jedną z takich osób niewątpliwie jest gitarzysta zespołu Iron Maiden - Adrian Smith, którego talent miałam okazję poznać na jednym z koncertów zespołu w Krakowie.
Kiedy więc dowiedziałam się, że pojawi się książka gitarzysty, nie zastanawiałam się ani chwili nad tym, czy chcę ją mieć na swojej półce. Mam już autobiografię wokalisty, która bardzo mi się spodobała i której recenzję możecie przeczytać
tutaj. Nie zraziła mnie również świadomość, że w książce tej główną rolę będą odgrywać ryby, z którymi mi nie po drodze. Wędkę ostatni raz w życiu trzymałam w ręce jak miałam 11 może 12 lat i zdecydowanie nie jest to hobby, w którym mogłabym się na dobre zatracić by spędzać godziny nad wodą i wpatrywać się w taflę wody, licząc na to, że uda mi się coś złowić.
"Giganci wód i rocka" mieli swoją premierę 3 września i tego dnia książka trafiła w moje ręce, ale za lekturę zabrałam się kilka dni temu i spokojnie brnęłam sobie przez kolejne rozdziały, w międzyczasie sięgając też po inne książki. Jakie są moje odczucia? Naprawdę pozytywne. Może i jest tam naprawdę wiele kwestii dotyczących gatunków ryb, sposób jakie autor ma na to, by łowić dane gatunki. Nie brak opisów sprzętów wędkarskich i ciekawostek, które niejednego fana wędkarstwa na pewno by zainteresowały. Mnie to wciąż nie interesuje, a mimo to czytąło mi się tą książkę naprawdę dobrze. Podoba mi się to, że oprócz tego co powiązane z łowieniem ryb, autor zawarł tam również wspomnienia swoich przygód, które przeżywał w trakcie wyjazdów po całym świecie. Wombat zjadający kangura? Niedźwiedź grizzly napotkany w trakcie łowienia ryb? Grill, w trakcie którego jedzenia latało na wszystkie strony, przez jednego z jego przyjaciół? Takich opowieści jest tam sporo i sprawiają, że nie jeden raz czytelnikowi chce się śmiać, wyobrażając sobie jak wyglądało to w rzeczywistości.
Początkowo denerwował mnie brak chronologii w książce, ale szybko przyzwyczaiłam się do tego, że mamy rok 2006, by chwilę później cofnąć się do 1980. W pewnym sensie te skoki czasowe, urozmaiciły mi tą lekturę. Na plus są też wzmianki dotyczące koncertów Iron Maiden. Adrian Smith nie szczędzi opowieści o hotelach, tym jak wygląda dzień z życia zespołu w trakcie światowej trasy koncertowej. Są tam również wspomnienia z jego lat młodości, kiedy był dzieckiem, a następnie nastolatkiem. Wszystko tworzy jedną spójną całość, która doskonale pobudza wyobraźnię opisami przyrody w różnych zakątkach świata, w które aż chciałoby się pojechać. Może nie w celu łowienia ryb, ale po to by usiąść pośrodku niczego, wyciszyć się i zatracić w jakiejś dobrej książce.
Jeśli lubicie biografie, to myślę, że jest to książka dla Was. Nie musicie być fanami zespołu, nie musicie nawet lubić rocka czy heavy metalu. Wystarczy, że lubicie dobrze napisane historie oparte na autentycznych wydarzeniach, których doświadczył autor. Wówczas gwarantuję, że z tą książką będziecie się świetnie bawić. A jeśli macie w rodzinie zapalonych wędkarzy, to może warto pomyśleć o sprezentowaniu tej książki na nadchodzące święta? Moim zdaniem prezent doskonały co możecie sprawdzić również na yt, gdzie są filmy, w których sam autor prezentuje książkę i zajawkę na wędkarstwo :D