Kiedy w końcu doczekałam się drugiej części historii o Karmanniku Henryku Duszańskim vel Hrabim, nie mogłam się do niej zabrać, bojąc się że za szybko ją skończę . Kiedy w końcu się zabrałam , dawkowałam ją sobie jak najlepszy smakołyk , który się chce połknąć łakomie nawet nie gryząc, ale rozsądek podpowiada ''tisze jedziesz, dalsze budiesz ''.:) Więc jechałam '' tisze '' i powolutku , chłonęłam historię Hrabiego i zgodnie z zamierzeniem autora, coraz bardziej go lubiłam . Nie mnie oceniać jego postępowanie , zwłaszcza że wiem jak skończył Hrabia , ale teraz przynajmniej wiem też co nim kierowało , co dla niego było najważniejsze i jaki '' cel uświęcał mu środki ''. Książkę czytałam tak wolno, dawkując sobie tę niewątpliwą przyjemność, aż zaczęłam ''grypsować '' :) mąż pokpiwał sobie dobrodusznie ze mnie i kiwając głową powtarzał '' rzadko się zdarza by jakaś książka aż tak się '' wzięła '' . Córka w czerwcu miała egzamin , poprosiłam ją by się lekko pochyliła , to dodam jej trochę '' farta '' , jednak ona popatrzyła tylko na mnie dziwnie i zapytała '' Mama, a Ty się dobrze czujesz , co ? '' Tak to niektóre książki (niewiele ich jest niestety) potrafią mnie pochłonąć całkowicie . Włóczyłam się z Heniem po ówczesnej Warszawie , uwielbiałam oba psy braci Wrześni i ich samych też zresztą . Smuciłam się nad losem dzieci '' używanych '' przez bezdusznych złodziei jako szczury i pozostawianych samym sobie , kiedy robota nie wypaliła . W końcu książka się skończyła, mimo oszczędnego czytania i jakże mi żal było opuszczać chewrę , Heńka i jego rodzinę , oraz tamtejszą Warszawę gdzie przypadkiem spotkać można było na ulicy Józefa Piłsudskiego . Żal tym bardziej że pan Robert swoją książką przywołał też moje dziecięce wspomnienia , kiedy to moja mama puszczając '' zajeżdżoną '' już niemożebnie od ciągłego używania , charakterystycznie trzeszczącą winylową płytę Kapeli Czerniakowskiej podśpiewywała sobie pod nosem
'' Felek Zdankiewicz był chłopak morowy,
przyjechał na urlop sześciotygodniowy.
Ojra, tarira ojra, tarira ojra, tarira raz, dwa, trzy.
Urlop się kończy, czas do wojska wrócić,
ale Felusiowi żal koleżków rzucić. Ojra
Nie tak koleżków, jak swojej kochanki,
u której przebywał wieczory i ranki. Ojra itd ''
Płyta była tak często grana , iż ja brzdąc mały wtedy , nie ucząc się wcale , nauczyłam się tej piosenki na pamięć . Wszak umysły dzieci nowiutkie i świeżutkie chłoną szybko wszystko . Pan Gałka przywołując w swojej książce Felka Zdankiewicza przywołał też moje wspomnienia . Dziękuję Panie Autorze za wspaniałe chwile spędzone z Pana książką , otrzymuje Pan ode mnie obiecany osobny folder , a ja z niecierpliwością czekam na dalsze Pana literackie dokonania , mam nadzieję że będą równie wspaniałe jak historia o Karmanniku Henryku Duszańskim .