"Mogła jechać dalej, przed siebie, dopóki starczyłoby benzyny. Mogła zawrócić i udawać, że nic się nie wydarzyło. Mogła też skręcić w lewo lub w prawo. Przed nią była tylko pusta droga, a za nią cholernie smutna rzeczywistość."
Kiedy zobaczyłam okładkę powieści Kasi Keller wiedziałam, że będę chciała ją przeczytać. Każdy z nas, mniej lub bardziej, chce lub marzy o tym, żeby móc spojrzeć w niebo i zobaczyć znak, który w gorszym momencie życia nam pomoże. Szukamy ich żeby móc podejmować decyzje albo może żeby to los za nas zrobił. Kiedy dowiedziałam się, że będę mogła ją zrecenzować odczytałam to jako znak. Czasami odpowiednia książka przychodzi do nas w odpowiednim momencie.
Dżoana to kobieta sukcesu. Wymarzona praca, rewelacyjna kariera, piękny dom i cudowny mąż polityk. Tak to wygląda z zewnątrz ale czy to co widzimy jest prawdą czy tylko ułudą na potrzeby mediów?
Pewne wydarzenie z przeszłości sprawiło, że Dżoana przywdziała maskę osoby niedostępnej, takiej, która kieruje się rozumem i logiką a nie uczuciami, takiej której nikt i nic nie jest w stanie zranić. Każdy, kto tylko chciał się do niej zbliżyć odbijał się od jej kolców. Lodowa Miss, tak mówili o niej koledzy z pracy.
"Wzięła trzy głębokie oddechy. Chciała jeszcze przez chwilę delektować się ciszą, zanim wróci do Warszawy i zmieni w porządną żonę polityka (...). Zanim kolejny raz stanie na świeczniku, robiąc dobrą minę do złej gry. Tam było jej życie. W każdym razie tylko takie życie znała. I przeważnie je lubiła."
Przeszłość, a może teraźniejszość, która nie jest taka jaką by Dżoana chciała widzieć sprawiają, że kobieta wsiada do auta i jedzie przed siebie. Czy jest to ucieczka przed życiem jakie zna czy może chęć znalezienia siebie?
Przypadek, los, przeznaczenie prowadzi Dżoanę do miejsca, w którym znajduje swoją przystań. Czy tam wreszcie będzie mogła być sobą? Beztroską Joanną, która przypomni sobie o swoich potrzebach, o swoich pasjach, która dopuści do głosu uczucia, której kolce wreszcie będą mogły opaść?
Przyznam, że nie tego się spodziewałam. Myślałam, że będzie to historia jakich wiele, może miła do czytania ale jednak coś, co kiedyś, gdzieś już widziałam. Tymczasem zakochałam się w tej historii a Kasia Keller, od pierwszych stron, kupiła moje serce. "Znaki na niebie i ziemi" to powieść na jeden dzień. Dlaczego? Bo się od niej nie oderwiecie. To przede wszystkim opowieść o nadziei na lepsze jutro, o walce o siebie i swoje marzenia, to wreszcie historia o tym, że nic nie dzieje się bez przyczyny, wystarczy tylko zacząć dostrzegać znaki. Nie ma co się załamywać kiedy los zatrzaskuje nam drzwi przed nosem, może w tym czasie los otworzy inne a przeznaczenie uchyli okno?
Kasia Keller tak pięknie operuje słowem, że chciałam czytać więcej i więcej a jednocześnie bałam się skończyć. Nie raz czytając uśmiechałam się ale także i pojawiały się łzy. To tylko pokazuje jak autorka potrafi genialnie pisać. Nie jest to historia przesłodzona a niezwykle prawdziwa. Nie ma lukru i tęczy a prawdziwe życie, które czasami potrafi dać w kość. Ta książka jest jak ciepły kocyk w zimową noc, jak plaster na skaleczone kolano, jak miód na serce. Jeśli weźmiecie książkę do ręki już jej nie odłożycie.
Dziękuję autorce i wydawnictwu Vectra za możliwość zrecenzowania tej historii. Jako czytelnik marzę o takich książkach, które zapadają w pamięć i serce. Może autorka pokusiłaby się o kontynuację?
"Przypomniał sobie słowa Henryka, który powtarzał, że nie ma przypadków, bo wszystko jest w jakiś sposób zaplanowane, i że każdy ma swoją drogę. A jak się ją już odnajdzie, to trzeba tylko dbać, by z niej nie zboczyć, umieć odnajdywać drogowskazy (...)."