Po tę książkę sięgnęłam głównie dlatego, że nie miałam jeszcze okazji czytać powieści, która miałaby powiązania z Japonią i byłam po prostu ciekawa, jak to wypadnie. Nie słyszałam wcześniej o autorce i zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać po Imionach śmierci.
Yoshiko Kansei, siedemnastoletnia mieszkanka wyspy, musi opuścić swojego sparaliżowanego dziadka, którym się opiekuje, a który od jej najmłodszych lat szkolił ją w sztukach walki, aby spełnić jego pragnienie – ma pomścić krzywdę wyrządzoną niegdyś jej rodzinie przez Mistrza ich regionu, Czerwonego Smoka. A żeby tego dokonać, Yoshi musi udać się na szkolenie do Mistrza Pustej Natury.
WyrusZa więc w podróż, która całkowicie zmienia jej życie. Po drodze dziewczyna napotyka rannego rebelianta Shugę, który chce doprowadzić do obalenia obecnie rządzących Shindo Mistrzów i niespodziewanie staje się zarówno dla Yoshiko, jak i dla wyspy bardzo ważny.
Gdy Yoshiko dociera do siedziby Mistrza Pustej Natury, gospodarz okazuje się nie być tym, kim dziewczyna się spodziewała. Jej dotychczasowa misja całkowicie zmienia swoje oblicze. A gdy jeszcze na wyspie pojawiają się Południowcy, zmierzający do przejęcia władzy na całym obszarze, nic już nie jest takie samo.
Opis tej książki był naprawdę zachęcający i ciekawy. Niestety w środku nie jest już tak kolorowo. Akcja toczy się tak szybko, że trudno połapać się, o co chodzi i gubi się wątki. Główna bohaterka jest nijaka i nie wzbudziła we mnie nawet iskierki empatii. Relacje pomiędzy postaciami wypadają sztucznie (podobnie jak ten cały wielki romans pomiędzy bohaterami). Jedynym plusem są tutaj nawiązania do kultury japońskiej – autorka opisuje architekturę, obyczaje i potrawy. Widać, że interesuje się Japonią. Język jest stylizowany na archaiczny, ale występuję tutaj wiele współczesnych wulgaryzmów.
W Imionach śmierci wszystko dzieje się za szybko i za krótko, przez co historia wydaje się niedopracowana. Pomysł był, ale po drodze gdzieś się zmył. Niestety, Imiona śmierci strasznie mnie wymęczyły i raczej szybko o niej zapomnę. Myślę, że przed autorką jeszcze dużo pracy, ponieważ jak na razie całość prezentuje się nijako. Książka liczy zaledwie 270 stron, więc nie do końca nawet można się wczuć w bohaterów i ich poznać. Spodziewałam się czegoś nowego, a dostałam dosyć nudą i przewidywalną historię.