Z założenia prawo ma służyć zwykłemu obywatelowi, by nikt nie mógł go wykorzystać. Jednak co w sytuacji, gdy to zdecydowanie za mało... ? Są dwie opcje: albo poddać się (często nieciekawemu) losowi, albo... wykorzystać swój spryt i stworzyć fortel.
Piotr Paweł Korsak chciał tylko odzyskać to, co mu się prawnie należało; podczas wieloletniego pobytu mężczyzny za granicą jego majątek został zajęty przez pewnego szlachcica, który za nic nie chce odstąpić od tego, co (w jego mniemaniu) mu się należy. Korsak próbuje dowieść swoich praw do ziemi, mając pełne wsparcie swojego brata mlecznego, Andrzeja Wizbora. To jednak i tak wciąż za mało... chyba, że wspomoże ich zamaskowany nieznajomy, który przy pomocy szabli przedziera się przez codzienność.
Ani Korsak, ani tym bardziej jego przeciwnik nie zamierzają odpuścić. Rozpoczyna się kolejna rozgrywka.
Powieści historyczne to nie jest moja bajka, chociaż w tym przypadku coś mnie do tej książki przyciągnęło. Może to tajemniczy Aquila, a może obietnica burzliwych pertraktacji. Nie wiem. W każdym razie bardzo szybko zatonęłam w burzliwych czasach Rzeczpospolitej szlacheckiej.
Pierwszym plusem jest fakt, że w toczącą się historię można bardzo łatwo się wczuć. Autor bardzo dobrze oddaje klimat tamtych czasów, a liczne, łacińskie wtrącenia tylko to podkreślają. Co prawda chwilami nieco irytował mnie przymus spoglądania na przypisy, by rozszyfrować rzucone przez danego bohatera zdanie, ale mimo tego doceniam. Dodaje to lekturze autentyczności.
Początkowo wydawałoby się, że to postać Aquili będzie grała pierwsze skrzypce w tej historii, a konkretniej próby odkrycia jego tożsamości. Po przeczytaniu opisu myślałam, że ów zamaskowany mężczyzna będzie kimś w rodzaju Robin Hood'a, a my, jako czytelnicy, będziemy śledzić jego poczynania, mające poprawić byt maluczkich. Nic bardziej mylnego. Fakt faktem, tajemniczy szlachcic nie zajmuje się wyłącznie sprawą Piotra Pawła Korsaka. W toku historii wychodzi kilka pomniejszych kwestii, w których jego wsparcie jest nieocenione. Niemniej jednak nie, nie był to kolejny, typowy Robin Hood. Szczególnie, że dosyć szybko poznajemy jego prawdziwą twarz. Czy lektura na tym traci? A skądże.
Jak już wspomniałam, odnośnie historii naszego kraju jestem kompletną ignorantką; wiedza historyczna, daty i opisy wydarzeń nigdy nie trzymały się zbyt długo mojej głowy. Po prostu nie jest to mój konik. Dzięki Aquili mogłam zanurzyć się w czasach, gdy szlachcic miał praw co nie miara, a nawet jeżeli coś mu się nie należało - przy pomocy szabli szybko to zdobywał. Ciekawa lekcja. I dowód na to, że jednak prawo jest nam potrzebne.
Ta pozycja to nie tylko opisy sejmików i fortelów; to także wątki obyczajowe. Śledzimy rozmarzony wzrok mlecznego brata Korsaka, Andrzeja, który niezmiennie utkwiony jest w zapatrzonej w siebie Hortensji. Czy coś z tego wyniknie? Czas pokaże.
Jestem zadziwiona, jak bardzo ta książka przypadła mi do gustu. Szczerze powiedziawszy, była to dla mnie swego rodzaju odskocznia od thrillerów czy powieści obyczajowych. I stąd mój wniosek, że warto czasem odejść od ulubionych gatunków, by posmakować czegoś nowego.
Podsumowując, Aquila na pewno przypadnie do gustu każdemu fanowi powieści historycznych, ale również intryg. Nie sposób się przy niej nudzić.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Novae Res :)