Niedawno pod jedną z recenzji "Miasteczka Niceville" zostawiłem komentarz: "Dobra ocena, książka wciągająca i straszna. Coś dla mnie :)". Dostałem to czego oczekiwałem, chociaż nie obyło się bez kilku drobnych niedociągnięć o których wspomnę w tej recenzji.
Na początek, krótkie streszczenie. Akcja książki odbywa się w Niceville, małej mieścinie na południu Stanów Zjednoczonych u stóp tajemniczej i złowróżbnej formacji skalnej. Według podań Indiańskich mieszka tam dziwna siła, zło w czystej postaci, dlatego aż do czasu przybycia białych ludzi ignorujących ludowe mądrości nie było w tym miejscu żadnej osady. To co wyróżnia Niceville na tle innych miejsc na świecie to niespotykana ilość niewyjaśnionych porwań. Właśnie dlatego na nogi zostaje postawiona policja całego hrabstwa kiedy 10 letni Rainey Teague spóźnia się ze szkoły zaledwie kilkanaście minut. Śledczym szybko udaje się dotrzeć do sklepikarzy, którzy widzieli go jako ostatni a także do systemów monitoringu. Na nagraniu z kamery przemysłowej widzimy chłopca zafascynowanego swoim odbiciem w lustrze na wystawie sklepu ze starociami. W pewnym momencie znika - nie ucieka, nie zostaje porwany, czy zdzielony celnym ciosem - znika jak w dobrej magicznej sztuczce. Chłopiec pojawia się po 10 dniach na miejscowym cmentarzu, w trumnie swojego przodka w solidnej murowanej kaplicy, którą strażacy musieli rozbierać przy pomocy ciężkiego sprzętu przez kilka godzin, żeby dostać się do przerażonego dziecka. Tak zaczyna się wątek horrorowy, natomiast rok później...
...ma miejsce niezwykle zuchwały napad na bank. Złodzieje kradną 2,5 miliona dolarów i opróżniają skrytki, w których jak się później okazuje znajduje się tajemniczy dysk, urządzenie w centrum zainteresowania służb specjalnych i szpiegów innych mocarstw. W czasie pościgu ginie czwórka policjantów. W ten sposób zostajemy wciągnięci w intrygę kryminalną.
Nie bez przyczyny opisałem te dwa wątki w oddzielnych akapitach, bo chociaż w jakimś stopniu zazębiają się, to stanowią jednak odrębne historię. O ile wątkowi kryminalnemu nie mam nic do zarzucenia, jest niezwykle dynamiczny, oryginalny i pomysłowy a przede wszystkim wciągający i pełen zwrotów akcji to w mojej opinii wątek horrorowy udał się nieco gorzej.
O ile sama akcja i zabiegi autora są poprawne, dobrze nam znane z literatury tego typu to zakończenie jest dosyć rozczarowujące. Dwie finałowe sceny wątku horrorowego, kiedy wszystko już jest mniej więcej jasne, nie wzbudziły dreszczu emocji a raczej wesołość. Muszę jednak przyznać, że często śmieję się z horrorów filmowych kiedy inni zamykają oczy, trudno mnie wystraszyć, miejcie to na uwadze ;)
Wydaje mi się, że takie a nie inne zakończenie wynikło z konieczności pozostawienia niektórych wątków otwartych i oszczędzenia głównych bohaterów dla przygód jakie ich czekają w kolejnych częściach ponieważ "Miasteczko Niceville" to pierwsza książka z planowanej serii.
Na koniec zostawiłem pewne spostrzeżenie, którego właściwie nie wiem jak ocenić. Wydaje mi się, że pierwszy raz w książce trafiłem na "product placement". To normalne, że bohaterowie żyjący w świecie przedstawionym stworzonym na podobieństwo tego prawdziwego będą korzystać z różnych dobrze znanych nam przedmiotów. Jednak zbyt częste wspominanie ich marki a nawet konkretnych modeli wydaje się być nieuzasadnione. Najbardziej razi poinformowanie nas jakiej marki jest... pendrive głównego bohatera i to w punkcie kulminacyjnym książki. Jaka jest Wasza opinia o product placement?
Podsumowując recenzję chciałbym powiedzieć, że jest to idealna pozycja dla wszystkich fanów literatury kryjącej się pod etykietką horror/thriller/sensacja. Książka zapewni godziny rozrywki i miłego napięcia a drobne wady są do przyjęcia, zwłaszcza, że drugi wątek kompensuje je z nawiązką.